– Dzień dobry. Witamy w Ojcowskim Podcaście. Kłaniam się nisko każdemu ojcu, który nas słucha i dygam wdzięcznie z radości na obecność każdego, dla kogo efektywność rodzicielska i relacje w rodzinie są równie ważne jak dla nas. Dziś porozmawiamy o tym, jak nie zwariować z kilkulatkiem. Oczywiście już w samym pytaniu kryje się pewna sugestia, że można zwariować, bo kto miał kilkulatka, ten wie. Zanim jednak konkrety, uwaga, uwaga, autopromocja.
– Drogi Tato, gdybyś miał zrobić jedną rzecz, gdybyś akurat miał wolny dzień, wolne 8 godzin. Pewnie to się zdarza nagminnie co tydzień, ale gdyby jednak i gdybyś uznał, że warto coś zrobić, żeby być jeszcze lepszym Tatą, to przyjedź na forum Tato .net. Spotkanie kilkuset ojców, mega miejsce do tego, żeby naładować swoje ojcowskie akumulatory. Już niedługo, już za niecałe dwa miesiące forum .tato .net. Zajrzyj, zobacz, może się zobaczymy na miejscu. Do zobaczenia.
– A teraz konkrety. Naszym gościem jest Michał Bator, trener umiejętności psychospołecznych, jazzman z zamiłowania, mąż z 11-letnim stażem i dla nas jak zwykle przede wszystkim tata, piątki dzieci, Andrzej 10, Jasio 8, Mikołaj 6, Stanisław 3 i Oleńka, uwaga! – 4 dni w dniu, w którym to nagrywamy. Michał, jak ty to zrobiłeś, że ty w ogóle możesz nagrywać w takim terminie?
– Jak się jest w ojcem piątki dzieci, to wszystko trzeba robić w międzyczasie. Można zrobić wiele rzeczy, okazuje się.
– Bardzo się cieszę i przypuszczam, że jako ojciec piątki już teraz dzieci, może ty znasz tę odpowiedź na magiczne pytanie, jak nie zwariować z kilkulatkiem. To jak, się nie zwariować?
– Dziecko to jest człowiek, który się rozwija, przeżywa stadia swojego rozwoju. Jeżeli dziecko wariuje, a przez to ja wariuję, to że coś się tam dzieje. Jakiś jest etap, nowy się zaczyna. Dla mnie w ogóle ojcostwo i relacja z dzieckiem to przypomina podróż. I ta podróż ma różne etapy. Nie jest cały czas miło i przyjemnie. Są takie momenty, że chce się płakać albo że jest ciężko, a później jest lżej. Ale bliskie jest mi też takie stwierdzenie, że każdy kryzys może doprowadzić do czegoś dobrego, jeżeli jest dobrze przeżyty. Więc jak jest kryzys z takim czterolatkiem czy trzylatkiem, to może z tego wyjść coś dobrego.
– Wiesz, czyli jednak, znaczy jednak, to chyba nie jest dziwne, ale przyznajemy, że czasem nam styki wywala, że z butów nas wyrzuca. No to pytanie, czemu tak się dzieje?
– Wiesz co, kilkulatek, w tym momencie kiedy ma te kilka lat, przeżywa jakąś fazę rozwoju. On generalnie chce się usamodzielnić. On zaczyna odkrywać, że ma wolną wolę i ma swój rozum. I zaczyna to pokazywać na różny sposób. Najczęściej w ten sposób, że się nie zgadza, jakiś tam opór stawia, nie słucha itd. i sprawdza co będzie. Więc ja sobie wyobrażam sytuację, że jak wracasz do domu i masz już sam jakieś trudne sytuacje w pracy i masz już dosyć i trafiasz na taką ścianę, to może wywalić korki. Jak ktoś ci stawiał po 150 razy tego dnia, to nic dziwnego.
– Czyli korki nam wywala wtedy, jak stajemy się bezradni wobec aktualnej reakcji dziecka?
– Może być tak? Może być tak, to może być bezradność. Jak przypomniało, jak właśnie przeżyłem pierwszy raz taką sytuację jako ojciec, to akurat Stasio, mój ma teraz tam trzy lata, skończył, ale kiedyś moje starsze dzieci miały też trzy, cztery lata i pamiętam właśnie taki moment bezradności, jak popatrzyłem na mojego syna, który trzymał czekoladkę w ręku, było przed obiadem i powiedziałem mu, żeby jej nie jadł, a on patrząc mi bezczelnie prosto w oczy ją zjadł. I to był pierwszy taki moment, kiedy poczułem totalną bezsilność. Chociaż tutaj mówiłem akurat o takiej sytuacji, że w ciągu dnia przeżywasz wiele jakichś tam trudnych sytuacji, no i tam ci się baterie wyczerpują. Jak wracasz do domu, czasem jest tak, że zostało ci 10%, a jedno zachowanie takiego młodego, to już całą baterię zużywa, już korki wywalone.
– Przysięgam, że przeżyłem identyczną sytuację poprzedzoną jeszcze pytaniem Tato, mogę zjeść lizaka? Mówię – wiesz co? Nie, dlatego że zaraz będzie obiad, ale po obiedzie bez problemu. I widzę jak ten lizak jest rozpakowywany, wkładany do buzi i… No dobra i teraz z czym my się tu mierzymy? Czy nie przypadkiem z faktem, że oczekiwaliśmy posłuszeństwa, go nie dostaliśmy?
– No tak, ale wiesz co, na każdą rzecz można patrzeć, że szklanka jest do połowy pełna i pusta, ale patrząc na to, że szklanka jest do połowy pełna, to ja bym powiedział, że to dziecko korzysta ze swojej wolnej woli i po prostu pokazuje, że myśli po swojemu, myśli jako osobna osoba. I to jest piękne, bo teraz… Jak teraz tak patrzę z perspektywy czasu na to, co się wtedy stało z tą czekoladką, to był taki moment, że dostrzegłem, że ta osoba jest odrębna ode mnie i ona może mieć własną wolę, niezależną od mojej. I to już jest ten moment, że trzeba budować relacje i trzeba się jakoś dogadać z tym dzieckiem.
– No to wiesz, idźmy dalej. Jest, czekoladka u ciebie, był lizak u mnie, czyli z jakiegoś powodu my ograniczamy dzieciom te słodycze. No dajmy na to, że być może chodzi nam o to, żeby nasze dzieci były zdrowe, nie popsuły im się zęby, nie urosły brzuchy i żeby były zdrowymi dorosłymi za jakiś czas. No więc nawet gdyby nam przyświecała tak szlachetna motywacja, no to przecież jak raz zjadł czekoladkę, to jutro zje całą. A potem to już nigdy więcej cię nie posłucha. Nie boisz się tego?
– Wiesz co, wtedy, jak mnie pytasz w tym momencie, to teraz się nie boję. Czekaj, Andrzej, Jasiek, Mikołaj, już miałem trzech czterolatków, teraz jest czwarty czterolatek, więc już przestałem się bać, już przeżyłem dużo takich sytuacji i się nauczyłem, jak postępować. Ale pamiętam, że wtedy zbaraniałem i się przestraszyłem i to tak mocno. Dokładnie było to, co ty powiedziałeś. A co będzie jak znowu, chciał zrobić po swojemu, co ja bym chciał zrobić w ogóle. No tak było.
– Momenty rozwojowe. Bardzo mnie ten temat ciekawi. Czy Ty jesteś jakoś w stanie ze swojego doświadczenia albo z wiedzy, którą posiadłeś wskazać takie główne momenty, jakieś zakresy wiekowe, kiedy co się dzieje u takiego małego dziecka?
– Jest coś takiego jak te różnego rodzaju skoki rozwojowe, momenty rozwojowe u dziecka. Nie jestem fachowcem, więc wykładu teoretycznego nie dam. Natomiast z mojej perspektywy ojcowskiej, przeżywania czasu z dzieckiem to kryzys. To jest taki moment, w którym dziecko się zaczyna rozwijać moim zdaniem. Czyli coś się dzieje. To jest trochę tak jak budowla z klocków. Coś zbudujesz i wtedy następuje rozbicie tej budowli i wtedy może zbudować coś nowego, lepszego.
– Ja mam taką jedną swoją teorię, którą idę. Zwykle pytam o to, kto ma jaką, bo chyba tego jest faktycznie sporo, ale ta, którą ja osobiście uwierzyłem jest taka, że jak dziecko ma do dwóch lat, to to jest mało autonomiczna jednostka przyklejona do mamy – swojego najważniejszego opiekuna. Potem jak są 2 -4 lata, to jest okres autonomii, który objawia się hasłem „ja chcę sam, ja chcę sama”. A potem 3 -6, 4 -6 to jest okres inicjatywy, kiedy jest ja chcę po swojemu. Czyli „mam pomysły, które mam nadzieję, że Ty jako dorosły tato, dorosła mama ze mną wejdziesz”, i dużo sobie czytałem o tym, że dziecko należy w tych momentach wspierać. Czyli jak trochę wbrew być może zasadom BHP czy bezpieczeństwa, jeżeli mój trzylatek chwyta najostrzejszy nóż w domu i mówi teraz ja pokroję marchewkę, to powinienem mu dać, czyli sprawić, żeby to było bezpieczne i pozwolić mu to zrobić, bo jak nie, no to on zwątpi swoje zdolności, no bo próbuje sama nie może. Tylko pytanie, jak to zrobić w domu? Nie jest ich czwórka, jest ich piątka, nawet jak jest jedno. A ty chciałbyś zadzwonić do kolegi z pracy albo chciałbyś wypić kawę. Jak można to zrobić, żeby nie zaniedbać jednego i drugiego?
– No kurczę, dużo wątków poruszyłeś, wiesz, kiedyś słyszałem takie powiedzenie, jak zmienić świat i odpowiedź była jednym dobrym uczynkiem naraz. I z mojego doświadczenia jest tak, że jak chcesz zrobić kilka rzeczy na raz i wszystkie są tak samo ważne, to żadnej z tych rzeczy nie zrobisz. Albo robisz jedno, albo robisz drugie. Ja tak mówiłem wcześniej o tym, że wszystko trzeba robić w międzyczasie, to bardziej traktuję jako żart, że w międzyczasie robię to, a międzyczasie robię tamto, ale moim zdaniem uważność jest kluczową ogóle sprawą. Bo jeżeli masz takie małe dziecko i chcesz cokolwiek zrobić, chcesz je nauczyć, kroić tym nożem, o którym mówiłeś przed chwilą, czy jeżeli chcesz mu coś ogóle przekazać, jakąś wiadomość, jakąś wartość, albo jakąś sytuację wychowawczą masz, jest potrzebna uważność. Więc robisz jedną rzecz na raz. I wtedy jak już masz tą jedną rzecz na raz, to potrzebna jest jakaś wiedza konkretna, jak to zrobić i to trzeba zrobić po prostu.
– Czym jest uważność?
– Uważność to jest… Wiesz co, uważność mi się trochę kojarzy z aktywnym słuchaniem. Ostatnio trochę, bo to w zasadzie podobne są sprawy i bardzo piękne zdanie usłyszałem ostatnio na temat aktywnego słuchania, że ja mam całkowicie się tak jakby wypróżnić z siebie samego, ze wszystkich moich myśli, ze wszystkich moich obaw, lęków, wszystko co tam się we mnie dzieje. Mam być pusty i całkowicie otwarty teraz na tą sytuację, która jest w tym momencie. I powiem Ci, w sytuacji, mam piątkę dzieci, mam jeszcze pracę, mam tutaj żonę, mam jakieś tam sprawy, problemy, to rzeczywiście to, co powiedziałeś jest mi takie bardzo bliskie. Bo ja się borykam często z taką sytuacją, że jest jakaś tam sytuacja się dzieje i mam pełną głowę myśli. I zupełnie nie jestem w stanie zareagować i tej uważności nie ma, więc ja bym tak zdefiniował uważność: jestem tu i teraz i po prostu we mnie nie ma nic oprócz tego, czym się w tym momencie zajmuję.
– Wydaje mi się trudne, ale jednocześnie jak myślę sobie o sytuacji z czekoladką, twoją czekoladką i moim lizakiem, to ja zobaczyłem katastroficzną wizję nastolatka, który mnie bije i wyzywa w domu, a ja jestem jego sługusem dlatego, że mu się zgodziłem, a tego lizaka… Nie, nie zgodziłem, że on to zrobił wbrew mojej woli. A przypuszczam, że ta pusta głowa to widzi tylko lizaka, dziecko, tatę i nie ma tego strachu, nie ma tej naleciałości, to tak właśnie miałoby być? Tak się da w ogóle?
– Tak, jestem przekonany, że tak. Chociaż tu akurat miałem… jak ja tę czekoladkę zobaczyłem, to nie myślałem o tym, będzie, jak źle postąpię i jak będzie nastolatkiem. Ale bardziej mi chodziło tutaj o takie problemy, które gdzieś tam, wiesz, każdy z nas ma. Nie wiem, jakieś tam problemy w pracy, jakieś wyzwanie finansowe, a to samochód muszę kupić nowy, a jak kupić optymalną lodówkę do kuchni. Bo bardziej mi chodzi o taką uważność. I uważność to jest fundament tego, co dalej zrobić. Bo to jest dopiero początek.
– Jakie masz swoje sposoby takie właśnie, żeby wyczyścić głowę i stać stabilnie na nogach?
– No, dwie rzeczy są takie. Jedna jest, w takim momencie ja staram się jakiś taki dialog wewnętrzny przeprowadzić, w którym sam sobie tłumaczę, że to kupno tej lodówki akurat w promocyjnej cenie wcale nie jest najważniejszą rzeczą. Jak odłożę to na za 5 minut, to się nic takiego nie stanie. Albo tłumaczę sobie, że akurat w tym momencie się dzieje taka sytuacja, na którą zupełnie nie mam wpływu i nie ma się co nią teraz zajmować. Jako człowiek wierzący po prostu modlę się i oddaję tę sytuację Bogu. I wiem, że, no to jest taka głębsza sytuacja, ale ja, no staram się, proszę o taką łaskę, żebym ja sam traktował siebie jako syna Ojca, który jest wszechmogący i on się wszystkim zajmuje. Więc nie muszę się martwić tym, co będzie. No bo jak będzie, to ja mam już przygotowaną łaskę na ten moment, kiedy ta sytuacja będzie. A teraz jest inna sytuacja, której teraz mam jakąś tam łaskę. I jeszcze jedna rzecz mi przyszła do głowy. Kiedyś usłyszałem… w zasadzie to jest taka rzecz, która łączy te dwie pierwsze, o których mówiłem. To jest takie hasło „siedź w budzie”. I co to jest buda? Buda to jest tu i teraz właśnie. I buda to jest takie miejsce, którym tak możesz sobie wyobrazić taką właśnie ten Boga, który jest nad tą budą. I on działa tu i teraz. Bóg i Jego łaska działa dokładnie w tym momencie. Nie kiedyś, nie jutro, tylko tutaj. I tutaj czeka na ciebie łaska i tutaj ogóle Bóg działa i jest. Natomiast my chętnie wychodzimy z tej budy. Albo do tyłu, albo do przodu. I tył to są wszystkie różne tam wspomnienia, jakieś żale, które mamy do kogoś, jakieś takie sytuacje z dzieciństwa, które tam przychodzą i nam zaprzątają głowę. Tam nie ma. Ani mnie tam nie ma, ani Boga tam nie ma, ani nie ma tam łaski, ani nie ma tam tego mojego dziecka, które jest naprzeciwko mnie. A druga pokusa jest taka, żeby pójść do przodu, czyli to, co mnie czeka. Jakaś trudna sytuacja, która mnie czeka w pracy, jakiś tam problem do rozwiązania, jakaś trudna relacja, coś czego się boję. Teraz nie mam na to zupełnie wpływu i nic z tym nie mogę zrobić, ale w głowie jest. I znowu, w tej sytuacji ani mnie nie ma, ani nie ma tego mojego dziecka, tak jak mówię, że w nastolatku, który kiedyś może mnie będzie bił, jak mu teraz pozwolę tą czekoladkę i będę tak dalej robił. Tej sytuacji nie ma. Ten mój synek ma teraz 4 lata, a nie 16. I tutaj czeka na mnie jakaś łaska. I to jest… Wiesz, to jest tak… Z takimi rzeczami jest jak z gwiazdami, że one są nie do osiągnięcia, ale warto iść w tym kierunku. Więc jak jestem w budzie, to mogę działać najskuteczniej jak się da.
– Samo to wydaje mi się bardzo trudne, żeby w tej budzie zostać, bo mnóstwo ja mam w głowie myśli, które są z przeszłości. No i też prawdę mówiąc czasem stresuje się tym, co się jutro wydarzy, bo jutro ważne wydarzenie w mojej pracy. i… Hmm… Ja jak wyłapuję ten stres, to jest trochę ten hamulec ręczny, o którym Ty powiedziałaś, czyli dialog wewnętrzny, taki moment zastanowienia się przez chwilę. No to jak ten hamulec zaciągnę, to orientuję się, że czasem potrzebuję jednego – dwóch prostych działań, żeby mi ten stres minął, czyli na przykład martwię się, że wszystko w wydarzeniu, które organizuję nie będzie dopięte na ostatni guzik, więc przelatuję czeklistę, czy wszystko zrobiłem. No tak, więc tylko nieprzewidziane może się wydarzyć. Ja jeszcze z takich rzeczy, można zrobić, albo może nawet nie wiem czy to bo to nie jest forma rady, tylko bardziej doświadczenia, kiedy takie napięcie skacze, no to jak już jest bardzo ciężko, to znam ludzi, którzy idą pobiegać i napięcie schodzi. Znam ludzi, którzy niestety, niestety, no zajadają na przykład słodycze i robi im się lepiej. A metodą, którą ja staram się wprowadzać i która chyba mi robi najlepiej, to jest długa wieczorna rozmowa z żoną. Przy czym nie rozmowa o tym jaki mamy plan na następny dzień, jak poukładać klocki w naszej Jendze domowej, tylko rozmowa o tym kto jak się ma, jak się czuje. Trudne. O emocjach, czasem o rzeczach, które gdzieś tam nas bolą, martwią, natomiast złapałem się na tym, że kiedy wypowiem z siebie, zostanę usłyszany i zaakceptowany i odwrotnie, kiedy moja małżonka wypowie, ja to przyjmę na ile potrafię z pełną akceptacją, to wszystkie te duże sprawy stają się nagle naprawdę małe, naprawdę małe i to jest wielki krok ku pewnej stabilności. Dla mnie to są te właśnie gwiazdy, ta podróż ku nim, o których powiedziałeś, żeby stać stabilnie na nogach. Ale wiesz, znajdźmy coś jeszcze, bo to są takie, wydaje się, reguły, które wymagają chyba odrobiny czasu. A jak jest ogień, jak jest sajgon, jak jest pożar, jak jest ta, nie wiem, trójka dzieci, piątka dzieci, dwójka, wszystko jedno, ale się dzieje, ten krzyczy, ta płacze, ten bije, to jak ustać? Co można sobie zrobić, żeby, no, żeby utrzymać, utrzymać tę cierpliwość, nie warknąć, nie krzyknąć?
– Wiesz co, są takie dwa sposoby podejścia do rzeczy. Odnoszę wrażenie, że w dzisiejszych czasach mamy chęć, żeby coś się dzieje i zareagować już i mieć natychmiastowy efekt. I rzeczywiście można tak robić. Jeszcze jedna rzecz, do tej, którą powiedziałem przed chwilą. Nawiązując do tego, co mówiłeś właściwie o tej rozmowie z żoną, ja jeszcze tak mam, że jak jestem megantycznie wkurzony i jest sajgon w domu, to ja po prostu daję znać, że chcę coś powiedzieć, aż się wszyscy uciszą i mówię, co się we mnie teraz dzieje. Czyli po prostu mówię, słuchajcie, jest teraz taka zadyma w domu, a ja jestem już tak wściekły, że zaraz wybuchnę. I my mamy na przykład taki kod u nas w domu – kolory. Więc jak mówię, mam na zielonym, to jest spoko. Chociaż jak mam na zielonym, to nie mówię, bo nie ma jeszcze zadymy. Ale jak już mam pomarańczowy i czerwony, to już znaczy, że jest naprawdę ciężko. Ale w związku z naszymi praktykami różnymi domowymi, musieliśmy jeszcze wprowadzić kolor brunatny, który jest jeszcze dalej niż czerwony. I to już był taki…
– No poczekaj, ale idźmy tym tropem. Mówisz dzieciom, słuchajcie mam już pomarańczowo, idzie w czerwone. I co wtedy?
– No i mówię co się stanie jeżeli to tak dalej będzie. I albo mówię, słuchajcie, no muszę wyjść na chwilę i już uspokoić, albo mówię, słuchajcie, no macie wybór. Albo będziecie się dalej tak zachowywać i ja wybuchnę po prostu i będzie sajgon, albo spróbujemy znaleźć jakieś inne rozwiązanie. To jest taka rzecz na już. Chociaż generalnie no… Ja mam tak w domu, że jak jest sajgon i ja generalnie mówię i żeby mnie dzieci słuchały, to one się uciszą i patrzą na mnie i wtedy jest spokój. W momentach, kiedy się nie da tego osiągnąć, jest taka inna rzecz, którą stosuję. To znaczy, że podchodzę do każdego dziecka po kolei i próbuję uspokoić. To znaczy, kiedyś widziałem u jednego ojca, który tak delikatnie bierze dziecko, tak wiesz, jego głowę i patrzy mu w oczy i wtedy mówi. I czasem nie wiem czy może kiedyś tak miałeś albo ktoś ze słuchaczy, że ja trzymam tą głowę tego mojego synka i patrzę na niego i mówię i widzę, że w ogóle nie ma z nim kontaktu, że on w ogóle oczami biega gdzieś w ogóle zupełnie. I ten moment wytrzymuję i czekam aż on się uspokoi i wtedy dopiero jak widzę, że on patrzy na mnie, to wtedy dopiero mówię. Natomiast są też takie sytuacje, że dalej się nie da go uspokoić, to wtedy właśnie mówię, słuchaj, no tak się zachowujesz, że ja nie jestem w stanie wytrzymać w twoim towarzystwie i staram się mu dać wybór i powiedzieć, no słuchaj, no albo będziesz się tak dalej zachowywał, ale nie w tym miejscu, bo ja nie chcę, żebyś tak się zachowywał, czyli pójdziesz tam do osobnego pokoju, a się uspokoi, albo nie. To są takie rzeczy na już, które stosuję w tych momentach.
– Dzięki Michał, ja mam jedną, którą mogę polecić. jest wyobrażenie sobie, że ja nie jestem sobą, czyli jestem ja, jest ekipa moja, która w tej chwili się bije czy krzyczy, czy whatever, cokolwiek by się działo, a ja staję się takim okiem z rogu mojego pokoju, czyli unoszę się na tą całą sytuację i na nią patrzę. I jak ta sytuacja przestaje mnie dotyczyć, to ja jestem mega spokojny. To mówię sobie, a, biją się. A tak, ten tutaj faktycznie je lizaka. Smakuje mu. I to jest wszystko. Przy czym oczywiście byłbym ostatnim kłamcą, gdybym powiedział, że robię to często i zawsze mi się udaje. Natomiast wiem, że jest możliwe. Doświadczalnie wiem, że jest możliwe. Michał, idźmy jeszcze do tego mojego dziecka. Mamy kilkulatka dwu, cztery, o sześciu, który w twórczości swojej zaczyna robić rzeczy, które nie do końca nam pasują. Dajmy na to, bierze farby i jedzie po ścianie. Większość z nas myśli sobie wtedy, no nie. No nie będziesz malował po ścianach. Widzisz, takich sytuacji w swoim ojcowskim życiu, ja też mam piątkę tak jak ty, w wieku bardzo podobnym, przeżyłem całkiem sporo. Kiedyś bawili się na podwórku farbami, mieli takie spraye do włosów, malowali sobie włosy, a w którymś momencie zobaczyłem dwóch najmłodszych, umalowanych przez starszych od góry do dołu tylko oczy mieli w swoim standardowym kolorze. Każda część ciała była pokolorowana. Faktycznie potem ich półtorej godziny moczyłem w wannie. No ale ta wyobraźnia dziecięca nie zna granic. Czy masz jakiś sposób na to… Może pamiętasz jakieś takie sytuacje, kiedy ci korki wywalało, bo dom się sypał, bo oni tu realizowali swoją jakąś ważną potrzebę? I co wtedy zrobiłeś albo co wtedy robić?
– To co wcześniej mówiłeś, właśnie jak rozmawialiśmy o tej czekoladce w ręku czy o tym lizaku, rozmawialiśmy właśnie o uważności, właśnie brakowało mi tego, żebyśmy porozmawiali o tym, co konkretnie ja potrzebuję, kiedy już chcę zacząć działać. No i znowu, ja generalnie jestem zwolennikiem tego, żeby pewne rzeczy przygotowywać sobie zawczasu. Pracować nad sobą, różnymi postawami. My obydwaj jesteśmy trenerami Tato.Net i generalnie my jako trenerzy prowadząc szkolenia dla ojców staramy się robić tak, żeby tych ojców przygotować i w sumie prowadząc te szkolenia też sami się przygotowujemy na to, co będzie w przyszłości. To tak jakby kształtujemy się. Ja jestem w ogóle zwolennikiem tego, żeby starać się kształtować z myślą o takich przyszłych sytuacjach – już teraz siebie. I dlatego właśnie mówiłem o tej budzie, o tym, żeby starać się jakoś uczyć się oczyścić się umysł, ćwiczyć uważność itd. No to to jest jedna rzecz. Natomiast jak już przychodzi co do czego, już mam tą uważność i już jest taka sytuacja, że mogę z tym moim dzieckiem porozmawiać, to teraz właśnie dwie są ważne rzeczy. Po pierwsze… taka rzecz na już, to jest kwestia wiedzy. Jak ja powinienem, a nie powinienem się zachować w takiej sytuacji? Natomiast jeżeli tak mówisz o tym malowaniu ścian, czy tam jak dzieci rozrzucają klocki, przejdzie sobie i wywali Duplo, później wywali jeszcze Lego, wymiesza się to ładnie jeszcze, wywali puzzle i tak dalej. W takich sytuacji są setki, które są możliwe. I teraz ja w ogóle, myśląc o tym, jak się zachować w takich sytuacjach, to mi się zawsze pojawia takie pytanie w głowie, dlaczego on ma tego nie robić? Konkretnie. Nie wiem, czy tak miałeś kiedyś, czy słuchacze też kiedyś mieli, ale miałem taką sytuację, że moje dziecko zapytało mnie, dlaczego tak ma być i zbaraniałem. Nie wiedziałem dlaczego. I po prostu mówię, słuchaj, chodź, musimy powlec kołdrę i poduszkę poszewką. No i mój syn zapytał dlaczego i słuchaj nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. I normalnie siedliśmy, wyciągnąłem telefon, weszliśmy w Google i napisaliśmy: „dlaczego trzeba poduszkę powlekać poszewką”. No i dostałem odpowiedź. W sumie dosyć prostą. Żeby się nie zabrudziła ta poduszka, tylko poszewka, którą się wymienia. Nie wpadłem na to, wiesz o co mi chodzi? Chodzi mi o to, że mamy gdzieś tam z dzieciństwa, z naszych rodzin jakieś takie rzeczy, że po prostu nie można i koniec, ale nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego. Więc ja powiedziałam to mojemu synkowi, że trzeba powlec te poduszki, a nie powiedziałem, nie potrafiłem powiedzieć dlaczego. No jak mi zapytał, to nie potrafię do kogoś. I teraz właśnie wracamy do tej sytuacji z tym malowaniem ścian. No czy wiesz, czy wiem dlaczego dziecko nie powinno malować na ścianie, Czy wiem dlaczego nie powinno rozwalać? Czy jakie mamy zasady w domu? I to jest taka głębsza rzecz, kiedy ja rozmawiam z dzieckiem, próbuję je zdyscyplinować i przeprowadzić rozmowę wychowawczą, ja muszę wiedzieć dokładnie, dlaczego ono nie powinno tego robić. Natomiast te rzeczy mogą wypływać z innej ważnej rzeczy, do której zachęcam i którą ja mam. Mianowicie zasady domowe, one są po prostu i one są wytłumaczone, wprowadzone w odpowiedni sposób i po prostu dzieci w domu wiedzą, że pewnych rzeczy się nie robi i jeżeli one przekraczają jakiś tam nakaz, zakaz domowy, to one po prostu wiedzą dlaczego, a jeżeli nie, to jestem w stanie im to wytłumaczyć. I to jest w ramach takiego sekretu efektywnego ojcostwa, który w Tato.Net, że tak powiem wyznajemy, czyli stałości.
– Ja jeszcze pójdę do tych ścian, bo moja refleksja na dziś jest taka. Mam dziecko, które przejawia inicjatywę. U mnie przykład był taki. Mamy na zewnątrz basen. Mieszkam w domu, mam tę możliwość. Wystawiliśmy basen, szło lato. Woda w basenie była zimna. Dzieci wskoczyły do basenu, zmarzły. Wyskoczyły i stwierdziły, że chcą się ogrzać. Żeby się ogrzać, potrzebna jest ciepła woda. To był bardzo prosty link w głowach moich dzieci. Więc znalazły w domu pojemniki od dziecięcej wanienki, jakiejś starej, wykopanej nie wiadomo skąd, po takie wielkie plastikowe pojemniki, w których się przechowuje różne rzeczy i zaczęły tam nosić ciepłą wodę. Robiły to w ten sposób, że wodę nalewały w kuchni. Szły przez caaały dom, caaałą jadalnię i salon i wychodziły na taras wlewając z garnka ciepłą wodę do pojemników. Jak sobie wyobrażasz, jedyną suchą rzeczą w moim domu był sufit, tylko dlatego, że nikt się nie wywalił i go nie polał. I teraz tak, co ja mam? Mam dzieci w inicjatywie. Jeżeli ja im tę inicjatywę przerwę i powiem „co wy tu robicie, przecież tu ma być sucho, moczycie pół domu!” to wpędzam ich, według teorii, w poczucie winy i wyhaczam im to, wycinam im tą inicjatywę, a ja przecież chcę, żeby oni ją mieli. Mi się ta twórczość podoba, ten pomysł, sam w sobie. No więc co można zrobić? Można pewnie powiedzieć coś na zasadzie, no widzę, że tutaj macie taki pomysł, żeby wymoczyć się w ciepłej wodzie, czyli co? Potrzebujcie ciepłej wody. No to ja z kolei to chciałbym dla siebie, żeby może ta woda nie wylewała się po mieszkaniu. Mogą się wypaczyć panele czy ja potem będę musiał to sprzątnąć, no i nie będę w ogóle dla was dostępny wtedy, a może Wy byście chcieli, to ja mam taką propozycję, że podłączę wam węża do kuchennego kranu i sobie tę wodę nalejecie w ten sposób. Albo nie wiem, albo może podzielicie się pracą i jedna osoba będzie latać na ścierze. Wiadomo, że ona na tej szmacie wytrze tylko co czwartą kroplę, ale coś tutaj osiągam. Więc tyle, dorzucam od siebie. Jeżeli Ci się to zupełnie nie zgadza, to oczywiście blokuj, ale mnie tam w głowie takie coś przyświeca, żeby tego za wszelką cenę nie zablokować, tylko wyprowadzić, choć trudne.
– Tak, no wiadomo sytuacja sytuacji nierówna, ale wiesz no bliskie jest mi to co mówisz. Zwłaszcza, no tak jak mówiłem miałem już czwórkę dzieci i części dzieci zabraniałem malować po ścianach, a części… Znaczy nie, nie że pozwalałem czy zachęcałem, ale nie reagowałem generalnie. I efekt jest taki, że dziecko, któremu zabraniałem malować w ogóle nie rysuje. A dzieci, które… jak powiem patrzyłem na to przez palce, to malują teraz i w ogóle jest super. No także zgadzam się z tym. Ale to widzisz, jest wszystko, jak mi to się w głowie łączy właśnie z tym, jakie mam wartości w domu, jakimi wartościami żyję, co jest dla mnie ważne, co jest dla mnie nieważne i to wszystko z tego wypływa, bo jeżeli mamy w domu zasadę taką, że inwestujemy w rozwój dzieci, no to ja po prostu traktuję pomalowaną ścianę, koszt pomalowania ściany powiedzmy, wiem, 50 złotych, no to zajęcia z malowania, które bym specjalnie dziecko zaciągnął, to pewnie droższe są, nie? A ja sobie po prostu pomaluję tą ścianę później i będę miał już dziecko, które jest chętne do malowania. Więc jeżeli mogę traktować po prostu tą sytuację jako rozwojową dla dziecka, po prostu.
– To jest trochę tak, że jak już ktoś ma dzieci to chyba musi się liczyć z tym, że pewne koszty to on przyjmie. I to nie chodzi tylko o koszty finansowe, ale w ogóle koszty.
– Jeszcze wiesz co? Jedna rzecz mi przyszła do głowy, zanim jej ucieknie. Miałam też taką refleksję po jakimś czasie z moją żoną, właśnie dotyczącą małych dzieci. No teraz tak, jak się rozwijasz i jak się uczysz? Uczysz się przez popełnianie błędów. I teraz jak masz 5 dzieci w domu, to dzieci się uczą najczęściej poprzez popełnianie błędów. Więc jak masz tych dzieci 5, to ilość tych błędów popełnianych dziennie jest bardzo duża. Więc dla mnie wniosek jest taki, że dom, którym są dzieci, to jest dom, który powinien przeżywać nieustanne kryzysy, mniejsze lub większe. I dopiero dobrze przeżyte te kryzysy powodują, że dzieci się rozwijają. Więc pomalowana ściana, zachlapana podłoga, rozwalony jakiś tam sprzęt, wywalone korki itd. To są rzeczy, wiesz, dla mnie na początku dziennym.
– Ja bym to spuentował takim zdaniem zaakceptować nieuniknione. Jest to w pewnym sensie zejście z pewnego poziomu komfortu czy pedantyzmu, który być może lubimy. No, to uporządkowanie nigdy nie będzie takie samo, no ale to już są truizmy. Natomiast Michał, ja zmierzając ku końcowi jeszcze chcę, no żeby to między nami mimo wszystko padło, żebyśmy w tych czasem górnolotnych myślach pozostali jednak przy ziemi. No przecież i tak wiemy, że na końcu po prostu włączamy bajki.
– (śmiech) Wiesz co, jedna rzecz, którą bardzo chciałbym, żeby tutaj wybrzmiała, właśnie dotycząca bajek i innych takich rzeczy, mi w ogóle bardzo bliski jest podejście wychowania dzieci polegające na tym, że dzieci mają taką decyzję, że ja jako dziecko podejmuję decyzję, czy chcę zrobić tak, czy nie i ponoszę tego konsekwencje. I to jest kluczowa sprawa. Podam taki hardkorowy przykład, który gdzieś tam wyczytałem w książce i on generalnie działa. No jest bardziej w tę stronę. I niezależnie od tego teraz jaka jest sytuacja, czy to jest dziecko, które je tą czekoladkę, czy to jest dziecko, które się bije na tylnym siedzeniu samochodu, czy to jest dziecko, które maluje po ścianie, dla mnie kluczową rzeczą jest dać mu wybór, tak żeby ono mogło samo i świadomie podjąć decyzję. Jaką ścieżkę wybiera i ponieść tego konsekwencje, która jest z tym związana. No przykład jest taki, on jest dosyć hardkorowy, ale może ten hardkorowy przykład zapadnie w pamięć. Jadę samochodem, dzieci się biją, nie jestem w stanie się skupić na drodze i mówię, słuchajcie, ja nie jestem w stanie prowadzić dalej samochodu. Albo będziecie się zachować tak, że będę mógł się skupić na drodze, albo wysiadacie z samochodu. I dziecko teraz ma wybór i dziecko nawet roczne, dwuletnie jest w stanie już pierwsze decyzje podejmować. Wiadomo, że do każdego dziecka trzeba dostosować ten wybór i w zasadzie tu jest taka kluczowa sprawa. Jaki ja mam dać mu wybór i jakie konsekwencje ma ponieść. To już jest w można długo mówić o tym. No ale teraz dziecko podejmuje decyzję, czy ja chcę bić dalej i mam ochotę iść do domu, czy nie. Ja miałem taką sytuację właśnie i powiedziałam mojemu ośmiolatkowi, że może wysiadać. No i wysiadł. I wysiadł i poszedł na piechotę do domu. I pojechałem. I on już wie. Tylko że on jest inteligentny i on bije tylko wtedy, jak do domu mamy tak nie więcej niż 500 metrów. I wtedy wysiada i idzie. Ale podejmuje decyzję.
– To też jest pewna sztuka.
– I to jest jego decyzja. Największą sztuką dla mnie jest właśnie ten wybór taki, żeby dziecku dać swobodę i żeby ono mogło wybrać, czy ono mnie posłucha czy nie. Bo tak będzie miało w życiu później. Ja mogę mu powiedzieć, słuchaj, dziewczyna jak na mój gust ja bym wolał, żeby może była inna ta dziewczyna twoja, ale wybierzesz jak zechcesz. To już jest jakiś taki wybór. Ale zaczyna się od tych drobnych wyborów. Siedzę w samochodzie czy nie siedzę. No, tyle.
– Michał, na koniec, bo ja mam tę przyjemność Cię widzieć. Jesteśmy połączeni na kamerkach, jesteś ojcem piątki dzieci. Widzę po Tobie, że nie zwariowałeś. Co więcej, urodziła Ci się córeczka 4 dni temu i jakoś się trzymasz. Nie no, wyglądasz naprawdę nieźle. Czego byśmy sobie życzyli na koniec? Odpowiadając na pytanie, jak nie zwariować z kilkulatkiem.
– No mądrości spokój. Spokój nas tylko uratuje.
– Siła, spokój, konsekwencja to trzy moje. Michał, dziękuję Ci bardzo.
– Dzięki.
– Drodzy słuchacze, widzimy się i słyszymy wkrótce. Do zobaczenia.