– Dzień dobry, witam w ojcowskim podcaście. Przytulam na serdecznego misia każdego ojca, który nas słucha. Piątka dla wszystkich tych, dla których efektywność rodzicielska i relacje w rodzinie są równie ważne jak dla nas. Dziś porozmawiamy o celach. Jak wesprzeć dzieci w ich stawianiu i podążaniu za nimi, jak je stawiać i czy w ogóle warto. Zanim jednak konkrety tradycyjnie auto-promocja. Może masz, drogi tato, czasem tak, że w domu taki bałagan, że nie ma gdzie stopy postawić. Ostatni raz coś dla siebie zrobiłeś, jak byłeś nastolatkiem, z żoną układa się średnio i ty się zastanawiasz, czy to ty gdzieś robisz błąd i czy to właściwie ma tak właśnie wyglądać? Ja pamiętam, jak z takimi myślami szedłem na spotkanie OK klubu, czyli Ojcowskiego Klubu, wiele, wiele lat temu. Takich klubów działa w Polsce kilkadziesiąt, zresztą nie tylko w Polsce. To jest spotkanie raz w miesiącu w konkretnym temacie i realna praca, ale przede wszystkim – jeżeli czasem masz takie dziwne myśli, to jest moje doświadczenie, to jest ta świadomość, że pogadasz z ojcami, którzy chcieliby dobrze dla swoich dzieci, tak jak ty i że takich ojców jest więcej i że każdy się zmaga. Ja z takiego spotkania pamiętam, że wyszedłem z poczuciem, że jednak jestem normalny. To było bardzo kojące. Więc panowie ku normalności i takiemu poczuciu, że nas jest więcej i że możemy się jakoś wesprzeć. My, faceci, zapraszam was na tato.net, zakładka Ojcowskie Kluby. W zasadzie w każdym dużym mieście w Polsce znajdziecie swój klub, odwiedźcie nas, zobaczcie, że warto. Do zobaczenia.
– Konkrety teraz, czas na przedstawienie naszego gościa, Mariusz Tokarski, mentor i trener liderów IT, ekspert w zakresie stawiania i realizacji celów, a dla nas przede wszystkim, jak zwykle tata razy 3, 5-letnia córka i synowie 7 i 10 lat. Cześć Mariusz.
– Cześć Maćku, dzień dobry wszystkim.
– No to jakie masz cele, nad których realizacją obecnie pracujesz? Co tam masz w zanadrzu?
– Jakie teraz mam cele? Zawsze najtrudniej się mówi o własnych, dużo łatwiej mówi się innym, co mogliby zrobić, żeby swoje cele zrealizować albo skąd mogły czerpać inspiracje, żeby w ogóle jakiś cel w życiu mieć. Ja może tak trochę sięgnę bardziej historycznie, bo łatwiej jest powiedzieć o tym, co już było, a nie o tym, co przed nami. I tak jak się zastanawiałem w kiedy zacząłem myśleć o tym, czym są cele, to chyba doszedłem do wniosku, że cel dla mnie to był zawsze sposób na nudę. Czyli kiedy byłem jeszcze dzieckiem, dzieci mają dużo czasu. To jest taki czas, który po prostu przelatuje przez palce, ale ja często od swoich słyszę, tato, co mogę robić? No jako taki dzieciak to chyba cele były dla mnie takim sposobem, żeby tej nudy nie było. Czyli ja sobie stawiałem cel na przykład przeczytać książkę dzisiaj albo jutro, albo w tym tygodniu. Albo wziąć z biblioteki trzy książki i w przyszłym tygodniu oddać. To taki tylko jeden z przykładów. Ja lubiłem książki, dalej lubię, ale tak trochę dla ustalenia uwagi. No i tak samo myślę, że jest dzisiaj. Ja się dobrze czuję, jeżeli cały czas coś robię, kiedy jestem aktywny. Myślę, że wielu z nas tak ma, nie każdy. Niektórzy pewnie mają dokładnie na odwrót. Ale dla mnie zawsze jest to taki sposób, ten czas, który mamy, ten czas jest cenny, w miarę dobrze spożytkować. I czy to mówię o czasie z rodziną, czy to mówię o czasie zawodowym, czy to mówię o jakimkolwiek innym aspekcie tego czasu, który jest nam dany, to cały czas myślę o tym, że po prostu cel to jest sposób dobrego spędzenia czasu albo żeby nie było nudy albo żeby coś fajnego zrobić.
– Co by było, gdybyś nie miał tego celu? Czyli dajmy na to wracasz po pracy do domu i zaczynasz się nudzić. No to co, to klapa?
– Nie, teraz już jestem mądry o tyle, że mam zawsze taką listę rzeczy do zrobienia. Więc dla mnie taka nuda to jest już abstrakcja. Oczywiście mogę nie mieć ochoty, żeby którekolwiek z tych rzeczy robić, ale znowu na przykładzie moich dzieci. Czasami, ostatnio robiliśmy takie ćwiczenie w ferie. Czyli dwa tygodnie wolnego czasu od szkoły. No córka jeszcze chodzi do przedszkola, więc tam jest trochę inna sytuacja, ale też stwierdziliśmy, że część czasu spędzi z nami, część będziemy na wyjeździe. Więc żeby tej nudy nie było, przy okazji żebym ja pewne rzeczy zrobił, które już dawno temu gdzieś tam sobie wymyśliłem no, nie powiem, że zaplanowałem, na razie wymyśliłem to zrobiliśmy sobie taką listę, karteczek i te karteczki potem żeśmy któregoś wieczoru przy kominku siedli i zaczęli przyklejać na taką tablicę poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, piątek, sobota też tam była a niedzielę żeśmy chyba nic nie planowali wtedy no i po prostu te kartki się pojawiały i to były rzeczy w stylu pojechać do kolegi, pojechać do jakiegoś parku rozrywki, co tam chyba nie wyszło finalnie. Tu się pojawił basen, tu się pojawiły gry planszowe, tu się pojawiło Lego z Tatą, co mi najbardziej chyba się spodobało w tym sensie, że ten czas indywidualny z dziećmi też się pojawił. Więc my mieliśmy od razu taką trochę listę rzeczy, więc dla nas to było lekarstwo na to, żeby tutaj nudy nie było, a ja tam dorzuciłem swoje rzeczy. Tu mieliśmy coś posprzątać, tutaj ścianę trzeba naprawić. No takich parę prac domowych, które przy okazji udało się zrealizować, więc to było takie połączenie tego co można, tego co chcemy, tego co trzeba.
– Czy gdyby tego nie było, to jeszcze raz, to co by się wtedy wydarzyło? Czy nie byłoby tak, że jeden by sobie pomyślał, a mam ochotę iść do kolegi i by sobie poszedł? Ty byś sobie pomyślał – naprawił bym ścianę i byś naprawił? Czy to pomogło?
– Myślę, że pomogło w tym sensie, że razem spędziliśmy ten czas i nie było takich momentów zawahania, zastanawiania się. Czasem jest fajnie, jak już ktoś zdecydował za nas albo jak my żeśmy podjęli decyzję o tym, co będziemy robić trochę wcześniej. I o tym też jest to planowanie, że sam moment decyzji, nie zawsze na niego mamy energię na przykład. Niektórzy planują, co będą jedli następnego dnia, żeby wcześniej zrobić zakupy i ugotować. A niektórzy planują po to, żeby nie musieć się tą decyzją przejmować, tylko od razu wiedzieć co będą robili. Ja na przykład tak miałem w pracy. Zresztą teraz też tak mam sumie, jak się zastanowię, że w piątek po południu najczęściej układałem rzeczy w kalendarzu na kolejny tydzień, bo potem jak przyjeżdżałem z rano do biura, to od razu wchodziłem w ten taki rytm pracy i nie siedziałem i się nie zastanawiałem i tam jeszcze jedno ryzyko było, jakbym siedział i się zastanawiał, to ktoś by miał pokusę przyjść i mi coś wrzucić, a ja tego strasznie nie lubię, więc akceptuję różne wrzutki, ale też podlegają mojemu planowaniu. To jest narzędzie. To jest po prostu narzędzie czy planowanie, czy ogóle stawienie celów, to jest jeden ze środków. I to jest trochę tak, myślę sobie, środek do tego, żeby być w życiu szczęśliwym. Ale znowu, to jest tylko narzędzie. To nie jest cel sam w sobie, żeby mieć cele, tylko to nam w czymś pomaga. Dla jednych pomożeń na przykład rozwiązać jakieś problemy, jak ktoś się trochę tak szamocze, nie wiem, stracił pracę chociażby, no to jeżeli nie ma żadnej pasji, nie ma żadnego zainteresowania, to nagle mu podcina skrzydła i zaczynają się dziać bardzo nieciekawe rzeczy, tak? Mówię tutaj o zdrowiu psychiczną chociażby. No i wtedy posiadanie jakiegoś celu innego niż tylko znalezienie pracy może być całkiem dobre. Oczywiście sam cel pod tytułem chcę mieć nową pracę, która będzie spełniała pewne kryteria, też o tych kryteriach możemy porozmawiać, też jest dobry.
– A jak jeszcze inny cel? No bo, dajmy na to, nie mam pracy, a pieniędzy potrzebuję, bo potrzebuję marchewek i ubrania, to moim celem chyba naturalnie powinno być znaleźć pracę. To po co jeszcze jakieś inne cele obok tego?
– Szukanie pracy to jest naprawdę trudny temat. Myślę, że tam gdzie pojawia się jakiś deficyt, tam staramy się za wszelką cenę ten deficyt zapełnić. Jeżeli pojawia się dziura w budżecie domowym, to skupiamy się na tym. Ale nie jesteśmy w stanie chodzić na rozmowy o pracę 24 na 7, tylko czasem trzeba mieć też jakiś taki, wiecie, balans pomiędzy tym, co robimy i po prostu nie da się wciąż w tym siedzieć, żeby też trochę nie dać się zwariować, nie dać się tak zafiksować na tym. Ile godzin dziennie można na przykład spędzić na przeglądaniu ofert, pisaniu CV i wysyłaniu. Pamiętam, że miałem taki etap w życiu, ale to było jeszcze, jak byłem na studiach, że dużo czasu spędzałem na tym, ale w tym czasie realizowałem też inne cele. Da się mieć więcej niż jeden cel i da się robić to równolegle i da się podzielić czas. Tu zajmujemy się tym tematem, tu zajmujemy się tym tematem. I myślę, że ważne, żeby to było optymalne. Każdy ma inaczej. Jedni będą skupieni na jednym temacie, bo tak mają. Inni potrafią realizować 5 rzeczy na raz. Jeszcze inni twierdzą, że mogą robić 20 równolegle. Ja tutaj mam zawsze obiekcje, ale tutaj naukowcy chyba mają więcej do powiedzenia. Stephen Cowey, 7 nawyków szczęśliwego człowieka. Tam pojawia się 5 ról życiowych, czyli 5 takich nadrzędnych celów w życiu, że to jest taka optymalna liczba. Myślę, że ja jestem bliski temu, że jestem w stanie sobie takich 5 ról zdefiniować. I mam takich 5, może jest ich mniej, może jest ich więcej, ale zawsze to jest mniej więcej tyle, około 5.
– Wiesz, wydaje mi się, że to faktycznie może mieć sens, tak do mnie trafiło, bo gdybym był pod takim pręgierzem i świadomości, że jak nie znajdę pracy, to nie będzie na marchewkę, no to szukałbym bardzo intensywnie pracy, ale faktycznie wyobrażam sobie, że o 22 już nie każdy rekruter odbierze telefon. Więc dobrze byłoby biorąc pod uwagę, że jestem nie tylko dostarczycielem pieniędzy, ale także jestem ojcem, przyjacielem i może, nie wiem, działam w jakiejś społeczności, żeby w każdej z tych dziedzin mieć coś do powiedzenia i zrobienia, bo gdybym tylko oparł się na zawodowej i zorientował, że nikt mnie nie chce już trzeci tydzień, to mógłbym siedzieć smutny, tak w skrócie. A jeżeli dostarczę sobie czegoś pozytywnego w innych obszarach, to może i mi w sercu będzie lepiej. To może po to są nam cele, żebyśmy mieli tą świadomość, sprawczość, że czegoś bym chciał, na przykład spędzić godzinę w tym tygodniu z moim najstarszym synem. Strzelam. I tak szukam, zanim jeszcze tydzień się rozpocznie, żeby ten czas spędzić, potem go spędzam i myślę sobie, jest!
Bo to robi taki tik na liście i jest mi z tym dobrze. To może po to są nam też cele.
– Dokładnie tak w 100 % się z tobą zgadzam to jest po pierwsze cele nie muszą być super wielkie ta godzina z dzieckiem takiego indywidualnego dobrego cennego czasu jednych może się wydawać trywialną sprawą przecież codziennie się widzimy po parę godzin po pracy, przed pracą i tak dalej ale jeżeli ktoś jest zabiegany albo właśnie ma no ma jakieś wyzwanie życiowe czegoś szuka, czegoś poszukuje albo ma natłok pracy to ta godzina to może być niesamowicie ambitny temat prawda? I każdy w danym momencie może mieć trochę inaczej. To jest jedna rzecz. Ale druga rzecz, którą powiedziałeś i to znowu zahaczyłeś o tematy już takie naukowo-psychologiczne. Działanie, czyli to, że mam cel i do niego dążę i coś robię w tym kierunku, to jest jedna z lepszych strategii pracy z takich jakby niechcianymi emocjami, czyli na przykład z tym przygnębieniem, że czegoś mi brakuje, że nikt mnie nie chce w tej pracy. Już trzy tygodnie wysyłam CV, jeszcze nikt się ze mną na rozmowę nie omówił, na przykład. To jest trudny temat. Ludzie w takiej sytuacji raczej nie są hura-optymistami, że będą tacy, ale ogólnie myślę, że większość z nas raczej w tej sytuacji powiedziała, że trzy tygodnie coś jest ze mną nie tak, jest jakiś problem. Nie wiem co to za problem. Czy ja źle wyglądam, czy ja coś mam w CV nie tak, czy w ogóle atakuję nie tak. Od razu jest taki natłok myśli. Trzeba coś zrobić, bo jest źle. I w tym momencie, jeżeli ma się jakiekolwiek cele i dąży się, i działa się, i robi się coś w kierunku ich realizacji, to jest to taka strategia, żeby te niechciane emocje ustąpiły miejsca takim emocjom chcianym, takim bardziej pozytywnym, jestem zajęty, robię coś fajnego, tu mi nie wychodzi, ale tu dostaję energię, bo dzieci mi przyjdą i powiedzą na przykład coś tata, wiesz co, mój kolega ma tatę, który zajmuje się czymś takim. I to układamy sobie klocki Lego i on mi coś takiego mówi. I ja nagle, rety! Przecież ja mam znajomych jego szkole czy w jego przedszkolu. Kiedyś ktoś mi mówił, że jakbyś szukał pracę, to choć pogadamy. I nagle kliknie. Więc nawet czasami robiąc takie rzeczy poboczne, pozornie niezwiązane, możemy połączyć pewne rzeczy. I to też jest fantastyczne, że działając, robiąc cokolwiek jesteśmy w stanie pójść do przodu nawet jeżeli z pozoru idziemy w inną stronę potem się okazuje, że jednak kierunek jest wspólny.
– Druga perspektywa. Załóżmy, że sobie zapisałem: godzina z synem na najbliższy tydzień. I wpisałem sobie najpierw, że to będzie we wtorek. Umówiłem się z nim, dogadałem małżonką, że zajmie się resztą dzieci. Nie ma innych zajęć i mimo wszystko nie udaje się. Coś się wydarza. Cokolwiek. No i kończy się ten tydzień. Jest niedziela osiemnasta. Ja patrzę na swoją listę. Nie spędziłem godziny z synem. To czy wtedy nie mówię sobie, Boże, już nie tylko pracy nie umiem znaleźć, ja nie umiem nawet godziny z synem i zamiast tika jest minus i wręcz gorzej jak sobie wyznaczam cel to jest to ryzyko porażki, że go nie spełnię więc może jednak nie wyznaczać?
– Też jest dobry temat do rozmowy, bo wiele osób faktycznie, te z którymi chociażby pracuję indywidualnie w mentoringu, miałem ostatnio taką bardzo ciekawą sytuację z jedną z osób, która na każdym spotkaniu podkreśla, że to czym rozmawiamy, ja nie mogę ci nic obiecać. Mówimy o takich bardzo ostrożnych krokach, w sensie ona na przykład potrzebowała mieć więcej czasu dla siebie w domu, też ma rodzinę, też ma dzieci, żeby zadbać o swoje zdrowie. I tu gotuje, tu pracuje, tu wozi te dzieci. Nie ma czasu dla siebie, żeby zadbać o to, żeby mieć pół godziny na ćwiczenia codziennie. Taki lekarz powiedział i ona to musi robić, inaczej będą problemy. No i tak rozmawiamy z nią. Co ty możesz zrobić, żeby tę pół godziny odzyskać codziennie? Tutaj mówisz o wyzwaniu jedna godzina w tygodniu. Ona miała wyzwanie pół godziny dziennie, codziennie, bez wyjątku. No i tak – co ja ci mogę podpowiedzieć? No ja nie znam cię na tyle dobrze, ale mogę ci powiedzieć co ja robię. Na zasadzie takiej trochę inspiracji. Czyli na przykład, kiedy zobaczyłem, że mi strasznie brakuje tego czasu, pomyślałem czego mogę nie robić. No dobra, to jest pierwsza sterta rzeczy. Albo co mogę zautomatyzować? Wiecie, no dział IT, ludzie z IT, to jest taka pokusa czasami, bardzo cenna zresztą, żeby pewne rzeczy automatyzować. Więc ja na przykład w domu mam trzy roboty. Jeden odkurza, mam go od niedawna, jestem zadowolony. Drugi robocik potrafi myć podłogi. To znaczy, że się go włączam, sobie po cichu jeździ i to nie jest ta sama maszyna, to są dwie osobne. I tego mam już najdłużej, bo chyba z 10 lat. Więc ja w domu mopa nie mam. I trzeci myje okna. Też bardzo fajnie to robi. Ile czasu bym musiał spędzić, gdybym codziennie albo raz na tydzień, albo chociaż raz na miesiąc chciał posprzątać. Pewnych rzeczy nie posprzątają, ale jakbym zsumował ile godzin oszczędzam na tym każdego miesiąca, to już jest jakaś liczba. Więc tak szukamy sobie tych rzeczy. A może zakupy ci przywiozło do domu zamiast ty pochodzić po sklepach? A może coś innego? A może zjesz na mieście zamiast gotować codziennie? No i tak długa lista rzeczy, które mi przyszło do głowy. I ta osoba, którą pracowałem mówi, no nie mogę ci nic obiecać, nie sądzę, żebym była w stanie. I tydzień później dostałem maila, przemyślałam. I tak mnie tknęło, że w zasadzie to ja dalej chcę gotować mojej rodzinie, ale samo ja im głównie sałatki. A przecież u nas w biurze na dole jest taki fajny bar sałatkowy. Więc ja mogę sobie tam pójść zostawić trochę pieniędzy, niedużo i te pół godziny dziennie mam. Kliknęło. Poszło, nie? I to też czasem trzeba z kimś o tym porozmawiać. Samemu rozwiązujemy swoje problemy, umiemy, możemy jak najbardziej. Czasem taka zewnętrzna perspektywa. Można porozmawiać z żoną, można porozmawiać z dziećmi, układając te klocki Lego. Syn czasami dostarcza mi fantastycznych inspiracji. Czasem z kimś zawodowo właśnie ten mentoring ustawia że takim sposobem. Czasem z szefem w pracy, ale osoba ze mną czasami spojrzy z innej swojej perspektywy i coś podpowie albo zapyta. I to pytanie też potrafi nam uruchomić jakieś nowe pomysły, nowe inspiracje. Więc myślę, że znowu wracając do twojego pytania o tą godzinę tygodniową. Da się, jeżeli nie udało się w tym tygodniu, to może na przyszły tydzień zróbmy trzy sposoby. Spróbujmy w poniedziałek o tej, środę o tej i w piątek o tej. Większe prawdopodobieństwo, że się uda, a poza tym co trzeba zrobić, żeby to, co mieliśmy w tym tygodniu, że nie wyszło, żeby się nie powtórzyło. Taka refleksja, rachunek sumienia retrospektywnie, nie? Zrobię zrobić. I często to pomaga. Za pierwszym razem nie, za drugim razem nie, za trzecim razem nie, za czwartym poszło. I to już będzie.
– No i teraz wchodzą na to nasze dzieci. Dziękuję, że zaczęliśmy o celach. Teraz my, jako ojcowie, dzieci jako jednostki, które mogłyby sobie postawić jakiś cel. Z racji tego czym się zajmujesz, wychodzę z założenia, że w twojej opinii osobistej, stawianie celów jest dobre. Że to się zwyczajnie ludziom opłaca. Idą z tego korzyści. No więc teraz nasze dzieci. Jak je nauczyć stawiania celów? Od jakiego wieku? Kto ma to zrobić? Czy to ja mam przyjść i powiedzieć: Andrzej, Twoim celem będzie zostać zawodowym piłkarzem? Idziemy na trening. Czy może jednak nie? Czy może jednak zapytać Andrzeja? Andrzej, co Ty byś chciał i pomóc? Jak byś to zrobił?
– To jest wielka pokusa przyjść i powiedzieć dziecko słuchaj ja bym chciał żebyś robił to i to. Jest absolutnie ogromna pokusa.
– Biorąc pod uwagę, że zawsze mamy rację jako rodzice, to jest oczywiste.
– Zawsze, zawsze mamy rację. Jeśli nie mamy racji, to patrz punkt pierwszy, pewnie. Ja trochę rozczarowań mam na swoim koncie. Rozczarowań w tym sensie, że miałem taką wizję, bo to nawet nie jest kwestia celu, tylko takiej wizji, kim moje dziecko mogłoby zostać w przyszłości. Nie widzę, że coś lubi, widzę, że coś go pasjonuje, no to może w tym kierunku. No i tak próbuję na początku zachęcić, dam prosty przykład – syn dostał takie zalecenie ogólnorozwojowe, żeby dużo pływać. No myślę sobie, jak dużo pływać, to nie tylko pluskać się w tej wodzie, ale może nauczyć się pływać. Ja pływałem, chodzę na basen regularnie, no to zabieram syna ze sobą, zobaczmy co on tam będzie chciał. Raz sprawdziłem, nie wyszło. Popluskał się i nic więcej, tak? Nie chciał pływać. No dobra, drugi raz spróbowałem, trzeci raz spróbowałem z zawodowym trenerem. Też jakoś nie kliknęło i myślę sobie, no co poddam się, no bo nie chce, nie wyjdzie. Ale potem była jakaś dłuższa przerwa i tak go pytam, bo rozmawiałem też z jednym takich trenerów, bardzo polecanym na tym basenie. No i tak mówię, a może byś poszedł ze mną, chodź, ja popływam, może ty spróbujesz, zapiszę cię na lekcje. Dobrze, tato. No i zapisałem go na lekcje. I czwarty rok. Już wszystkie style opanował, motylka się uczy. Fantastycznie to wychodzi. Ja już byłem święcie przekonany, że to nie ma szansy się udać. Ale myślę, spróbuję po raz kolejny. Cierpliwość gdzieś tam trzeba sobie zaszyć. Poszło.
– Tylko ja tu nie słyszę celu. Znaczy, to był cel w twojej głowie, że fajnie byłoby, skoro on ma pływać, to żeby się dobrze nauczył. A u niego? Gdzie jest jego cel? Dla niego.
– Mój cel faktycznie był taki, zadbać o jego zdrowie i kondycję. Ja tym celem się z nim podzieliłem, że słuchaj Tymku, dobre będzie dla Ciebie, jeżeli będziesz regularnie ćwiczył, regularnie się ruszał, Twoje mięśnie itd. No więc ok on to zaakceptował, ale mam wrażenie, że dla niego ważne też było to, że on może spędzić czas ze mną, bo my razem jeździmy na ten basen i to nie jest tak, że ja go zaprowadzę na lekcje i sobie siedzę na ławce, tylko ja też pływam. Często nawet na tym samym torze, więc on tam czegoś się uczy, tu pływa z deską, czego ja strasznie nie lubię. Potem skacze do tej wody, czego ja z kolei nie umiem, więc ja sobie tam pływam swoim stylem, robię te półtora, dwa kilometry, a on w czasie się uczy. Cały czas mi pokazuje, tato zobacz, dzisiaj opanowałem to. Więc to jest też taki trochę sposób chyba na to, że po pierwsze on ten czas ze mną spędził, a po drugie, żebym miał okazję go docenić. Dla niego to jest ważne, żeby tata go pochwalił, żeby tata zauważył, że on coś robi i że on robi postępy. On wie, że mi na tym zależy. I on też chce, to demonstrować, jego cel jest chyba w tę stronę, aczkolwiek wprost go nigdy nie zapytałem, czy ty byś chciał, nie wiem, pływać zawodowo cokolwiek. Nie, nie pytam go o to. W ogóle. Nawet nie wiem, czy chcę go to zapytać na tym etapie. Myślę, że nie.
– Ja się na celach i na ich wyznaczeniu znam słabo. Między innymi dlatego rozmawiamy. I teraz… z tej opowieści Twojej słyszę faktycznie Twój cel. Myślisz sobie, mam dziecko, chcę dla niego dobrze. Dobrze byłoby gdyby on pływał, bo to na jego zdrowie i kondycję wpłynie pozytywnie. Połączyłeś kropki i teraz wykonałeś określony wysiłek, żeby syn pływał, patrz, pływa. Okej, cel spełniony. Ale to jest na razie cel taty. Nie ma tu… Ja przynajmniej domniemuję, tak jak Ty, że jego korzyścią z tego, że on pływa, tata na osobności, plus możliwość pochwalenia się i docenienia, żeby tata zobaczył, że zobacz, ja też pływam tata. Ale tu nie ma celu.
– Ja czasami podpytuję swoje dzieci, co ty byś chciał robić, tylko nie pytam ich na zasadzie, kim chciałbyś w życiu zostać, bo to chyba nie jest ten etap. Myślę, że gdybym o to teraz zapytał, to by powiedzieli coś, a w praktyce i tak będzie to coś innego. Tak zakładam, dlatego też o to nie pytam. Natomiast, kiedy ich pytam o takie rzeczy prostsze, takie bardziej krótkoterminowe, co byś chciał robić, gdzie byś chciał pojechać, czym byś chciał się zajmować, oni też o tym chętnie mówią i czasem udaje mi się to zrealizować, czasem ich gdzieś zabieram i im się to podoba. I potem oni sami wracają, pojeździmy znowu na gokartach w te ferie? pojedziemy w jakieś tam miejsce, bo tam było fajnie? znowu zrobimy coś razem. Także to jest tak, że trochę staram się pokazywać, staram się im pokazywać różne rzeczy, czy to różne miejsca, czy to różne sposoby spędzania czasu. Po to, żeby sami mogli wybrać co chcą robić, kiedy chcą, może to kiedy to bardziej ode mnie zależy, ale co chcą robić i w jakim sposób. Drugi przykład może, bo faktycznie spływanie jest tak, że to był bardziej mój cel, to się przyznaję bez bicia, ale żeby nie było. Mój środkowy syn powinien powiedzieć młodszy sen, jak się ma trójkę dzieci i córkę, czy środkowy, nigdy nie wiem.
– Jak dwóch synów, to młodszy.
– To młodszy. Dobra. Siedmiolatek. Bardzo lubi grać w piłkę nożną, ale to do tego stopnia lubi grać w piłkę nożną, że w pewnym momencie stwierdził, że on chce na treningi chodzić. I te treningi dla mnie jakoś nie jestem pasjonatem piłki. Przyznam się bez bicia. Kiedyś oglądałem mecze, teraz nawet nie wiem kto jest z pierwszej lidze. Nie mam zielonego pojęcia. Jestem wyautowany mogę tak powiedzieć. Ale on tak pytał kilka razy, a możemy pójść na trening? a mogę pograć tę piłkę? nauczyć się grać? No więc stwierdziłem, dobrze zależy ci na tym znajdę i znalazłem takie treningi. Fantastyczny trener, fantastyczne miejsca. Chodzi, więc jego cel był taki grać w piłkę. Co on z tym celem dalej zrobi? Nie mam pojęcia. Ja mam trochę nadzieję, że nie będzie zawodowym piłkarzem. Mam nadzieję, ale to nie oznacza, że mu na to nie pozwolę. Dlaczego mówię, że mam nadzieję, że nie będzie? Bo jakoś inaczej sobie wyobrażałem mojego syna, ale jeżeli on kiedyś przyjdzie i powie, że to jest jego cel, pasja i tak dalej, no to dostanie najlepsze korki, na jakie mnie będzie stać i pewnie wyjadę z nim tam, gdzie będzie chciał, po to żeby mu pomóc tym realizować, chociaż znowu jest to dla mnie w dalszym ciągu abstrakcja, on ma jeszcze 7 lat. Ale on chciał, no więc powiedziałam, okej, zobaczmy. Nie mogę Ci obiecać, że to będzie reguła, że to będzie nasz obowiązek jako rodzica, żebyś dwa razy w tygodniu jeździł na te treningi, ale zobaczmy. No i wyszło tak, że jeździmy. Mało tego, obaj jeżdżą synowie i jeszcze córka dołącza. Więc przy okazji mamy, znowu w jakiś sposób wyewoluowało, ale to był już cel mojego syna. Ja tutaj w ogóle go nie inspirowałem nigdy tą piłką. Więc znowu – da się i to jest czasami dużo większy wysiłek od rodzica.
– A wiesz, może Mariusz, może teraz następnym krokiem mogłoby być coś takiego, zobacz. Widzisz, że syn tę piłkę lubi, ja to wymyślam teraz na bieżąco, Najwyżej mnie będziesz korygował. Syn piłkę lubi. Już nie dwa treningi w tygodniu, ale trzy i najlepiej jeszcze raz indywidualnie. No kręci go to okrutnie, chodzi za tobą i mówi, tato zawieź, tato kup, tato korki, tato… Widzisz, że chce. To może to jest taki moment, jak widzisz, że syna faktycznie tak ciągnie, żeby usiąść z nim i słuchaj, synku, bo Ty tak trenujesz, to ja Ci pokażę, co z tego trenowania może wyjść. Bo jak tak potrenujesz, to patrz, tu grasz teraz w klubie LZS Czarnowąsy. Ale jak będziesz umiał to i tamto, to możesz grać w klubie KKS Wojewoda. To jest, dajmy na to, lepszy klub. Może kiedyś będziesz mógł być tu albo tam, czyli pokazać mu perspektywę i zapytać, czy on tam chce iść. Bo jak sobie myślę o celu, to ja tak go widzę, że może być celem frajda z gry? Pewnie może być. Frajda z tego, że się trenuje, że się gra w piłkę jakimś, ale żeby do czegoś dążyć. Tak powinno być?
– Tak może być. Tutaj z tą piłką jest tak, że ja ją traktuję jako jedną z rzeczy, którą on mógłby robić i też dlatego, dokładnie tak jak powiedziałeś, tego nie zrobiłem. Jeszcze albo wcale, nie wiem. Ale, kiedy pracuję z innymi dziećmi, już teraz odejdę od swoich, bo ja też prowadzę warsztaty dla dzieciaków, dla młodzieży, czy to szkoły podstawowe, czy licea i tam też jest o planowaniu i tam też jest o stawianiu i osiąganiu celów i tam też ich pytam, kim chciałbyś. Inaczej, ja pytam szerzej zazwyczaj – jakie jest twoje marzenie? Tam rozmawiamy też czym się marzenia od pragnień różnią bo niektórzy trochę te pojęcia dla nich są tożsame więc trochę czasu spędzam żeby im pomóc odróżnić. Pragnienie w stylu zachcianka, którego mogę spełnić pójść do sklepu i po tygodniu mam. A marzenie czyli coś co trzeba trochę w wysiłku włożyć. I kiedy ja nimi o tym rozmawiam to często się właśnie pojawiają. Chcę być piłkarzem. No i teraz moje pytanie jest takie. Ok. Czego potrzebujesz żeby takim piłkarzem zostać i co to dla ciebie oznacza być tym piłkarzem? No i w toku dyskusji na przykład wychodzi, chce grać w FC Barcelona jak ktoś tam. No to teraz jak byś do tego podszedł? Czego Ci potrzeba? Często jeszcze rozmawiam i to jest wstęp do tego, a co masz? Czyli jakie są Twoje zasoby? Co umiesz, kogo znasz? A co jeszcze musisz rozwinąć? A czego Ci potrzeba na tej drodze? I rysujemy sobie takie mapy drogi, które właśnie pokazują tak jak powiedziałeś, nie? To teraz treningi, tyle czasu, takie buty, taki trener, dwa rodzaje treningów. I to są te rzeczy, faktycznie już konkretnie, jeżeli ktoś powiedział, OK, to ten cel chce zrealizować, to marzenie chce zrealizować, osiągnąć, to teraz będziemy to robili tak a tak. I tutaj rozpoczyna się ten właśnie etap budowania tej solidnej bazy wiedzy o sobie, czyli co mam, ale też nad czym muszę pracować, czego jeszcze potrzebuję, żeby to osiągnąć. I to jest dokładnie tak jak mówisz. Czasem niektórzy twierdzą, że mam tyle pomysłów, że nie wiem, za który się wziąć. Mówię, to zróbmy jeden, przećwiczmy go a potem będziesz wiedział jakie masz narzędzia, co możesz zrobić żeby wziąć się za kolejny cel. I tutaj może być dokładnie tak samo, ja faktycznie mogę mu pokazać. To są pomysły, to są takie rzeczy, popracować z nim dokładnie w ten sposób i on może to wykorzystać w realizacji czegokolwiek innego, a nie tylko tej piłki, która jest fajna, ale kiedyś może mu się znudzić, zwyczajnie w świecie. Nie chodzi o to, żeby nagle został bez celu. On pewnie w tym czasie będzie miał parę kolejnych pomysłów na siebie, parę kolejnych inspiracji. Inni ludzie też wpływają na nas, na dzieci. Inspirują. Ktoś chodzi gdzieś tam, on też chce. No i zaczyna się kolejny etap, kolejny rozdział.
– No dobra, a co w sytuacji, ty masz syna, z którym pod tym względem jest ci „łatwo”, bo on chce w piłkę, a gdybyś miał, gdyby ktokolwiek z nas miał syna, który nie chce? Czyli on wraca do domu, on tu sobie poleży, tam połazi, spotka się z kumplem, ale tak szukasz, patrzysz i nie masz tego punktu zaczepienia takiego oczywistego, gdzie by go tam pchnąć, ścieżkę wyznaczyć. Powiem więcej, co jeżeli z nami tak jest? Jeżeli my, ojcowie, wracamy i no mamy tą godzinę wolnego czasu i w zasadzie to nie wiadomo co z tym zrobić. W sumie to nuda. To co? Jak szukać, w ogóle szukać? Może pozwolić im się nudzić? Tym dzieciakom naszym?
– Czy to jest dla kogoś problem? Czasem jest tak, że my wracamy z pracy i potrzebujemy godziny nic nie robienia, żeby się zwyczajnie zregenerować. Dzieci wracające szkoły też czasami potrzebują po prostu oderwać się od jakiegoś takiego… Nie boję użycie słowa reżimu, bo jednak są dzwonki, czy są lekcje, jest dużo wiedzy, jest dużo kontaktów, szkole jest głośno i niektórzy potrzebują też się wyciszyć i to też warto zaplanować, czemu nie? I to też jest cel pod tytułem „nie przeciążyć się”. Ja nie lubię co prawda formułować negatywnie celów, ale to też chodzi o to, żeby zadbać o siebie, żeby mieć energię i żeby być ze sobą w zgodzie, żeby nie mieć takiego przeświadczenia, że jestem przepracowany, przemęczony, a dorośli -wypalenie zawodowe. I tym podobne tematy, trudne. Ja myślę, że to też jest zdrowe. Jeżeli ktoś tak chce, to OK. To też zależy w jakim momencie życia jesteśmy. Jeżeli ktoś nagle poczuje chęć zrobienia coś ze sobą i będzie taka iskra, to teraz jest ten moment, że ja jednak coś zmienię w swoim życiu, no to wtedy się zaczyna praca, wtedy się zaczyna myślenie, rozmawianie i wtedy takie stawianie i realizowanie celów jest ok, ale nic na siłę, absolutnie nie. To też jest zdrowe, jeżeli ktoś nie ma celów, tak uważam.
– Cel, jak sobie powiedzieliśmy, może służyć mi po to, żebym odczuwał częściej subiektywnie pojmowane osobiste szczęście. Może mi w tym pomóc. Wiesz, to może suma wszystkich celów, teraz będzie trochę metaforycznie, powinna stać pod pręgierzem odpowiedzi na pytanie, po co ja żyję. No bo mogę sobie te cele spełniać tak jeden po drugim, patrzeć dwa tygodnie do przodu, pół roku do przodu i sobie to realizować, mieć z tego pewną frajdę i na końcu mojego życia, leżąc na łożu śmierci, zadam sobie pytanie i po co to wszystko? Czy życie jako pojęcie nasze 80-letnie dajmy na to nie powinno mieć jakiegoś celu?
– Mówią też chodzi trochę o wizję na siebie, jakby, prawda? Cel życia to tak, to są tematy filozoficzne. Jesteśmy zakorzenieni w chrześcijaństwie, Więc ja też jestem człowiekiem wierzącym i też staram się patrzeć trochę z takiej perspektywy, że… ja bym chciał, żeby ktoś o mnie powiedział, jak już będę miał te 80 lat i gdzieś tam przechodził, że ja byłem dobrym człowiekiem, że ja byłem taki, który pomagał innym w jakiś sposób, kiedy stanąłem na ich drodze coś im ułatwiłem, do czegoś ich zainspirowałem może trochę z nimi spędziłem czasu coś jakiegoś pozytywnego wniosłem w ich życie to jest tak jakby coś co ja widzę jako taką motywację dla mnie do tego co ja robię, czym się zajmuję i to jest trochę taka wizja na mnie, ja tutaj nie mam konkretnych celów, że chciałbym nie wiem, zwiedzić cały świat i być w 170 iluś krajach, czy 180, albo coś innego. Niektóre cele nie są mierzalne, nie po prostu. Nie muszą, tak mi się wydaje. Biznesowo oczywiście tak, proste cele, kalendarz oczywiście tak. To można mierzyć i warto mierzyć, bo bez tego nie wiemy, czy żeśmy to zrealizowali czy nie. Ale też jest kwestia tego, że sama droga do celu jest wartością. Ja mogę mieć ten cel, żeby faktycznie mając 80 lat myśleć o tym, że to było dobrze spędzone życie, teraz dodefiniowanie co to znaczy. Czasem może być tak, że żaden z moich ambitnych celów nie jest zrealizowany. Nie zwiedziłem całego świata. Moje dzieci nie poszły na takie, a nie inne studia, tylko zajęły się innymi tematami. Moja ambicja może być tutaj taka dosyć mocno nadszarpnięta. Pytanie co z tym zrobiłem, jak ta droga do tych celów wyglądała. Czy ja z tego skorzystałem? Czy ja w ogóle wniosłem coś albo wyniosłem z tej drogi, prawda? Ta droga może być równie ważna jak cel.
– Był taki pan Les Brown. Wygooglowałem gościa. Ponoć był muzykiem. I chyba jemu przypisuje się autorstwo słów. Uwaga: Celuj w księżyc, nawet jeśli nie trafisz, wylądujesz wśród gwiazd. No więc dobrze. Wyobraźmy sobie, że mamy cel. Niech dla piłkarza to będzie FC Barcerona. Trudno celować wyżej. Teraz szanse na osiągnięcie tego celu, realnie rzecz biorąc, to jest promil procenta albo i mniej. Bo takich piłkarzy chętnych to będzie ze 20 milionów, którzy by tam chcieli. A miejsc 11. No i teraz pytanie czy warto celować tak wysoko? Bo szanse, że wceluję dokładnie w punkt wyznaczony są bardzo małe. No i z czym zostanę? Zostanę z poczuciem „fajnie się szło”? Czy zostanę z poczuciem „kurka, nie doszedłem”?
– Czyli zostanę z poczuciem, że poniosłem porażkę, mniej więcej. To trochę znowu fajny temat to tyle do rozmowy, że niektórzy bardzo boleśnie, bardzo mocno przeżywają, bardzo boleśnie odczuwają to, że czegoś im się nie udało, prawda, że nawet nie był super ambitny cel, ale ja go nie osiągnąłem. No i pojawia się depresja, czy to zdiagnozowana, czy taki stan, czy najmniej chwilowy. No pojawia się dół. I co z tym wtedy? No ja tutaj bym zacytował. Chyba Churchillowi się przypisuje to zdanie dla odmiany, że sukces to jest przechodzenie od porażki do porażki bez utraty entuzjazmu. Czyli może się zdarzyć tak, że ta FC Barcelona jako ten taki cel nadrzędny nazwijmy to sobie, taki ambitny, taki aspiracyjny może się nigdy nie wydarzyć, ale po drodze osiągnąłem to, to, to i to. I znowu, jeżeli mam świadomość, to co powiedziałaś, statystyka robi świetną robotę, promil procenta. Jeżeli mam świadomość, że to może się nie udać, bo statystyka mi na to nie pozwoli, ale ile osiągnąłem po drodze i czy ja byłem z tego szczęśliwy? Czy ja byłem szczęśliwy i z tego zadowolony, że osiągnąłem to, osiągnąłem? Pewnie tak. Trochę taka doza optymizmu i pozytywnego myślenia. Nie skupienia, że mi się nie udało, tylko patrzeć na to – mierzę w gwiazdy, czy też mierzę w księżyc. Wylądowałem gdzieś indziej. Fajnie tam jest! Gdybym nie wycelował ten księżyc, ja w tych gwiazdach bym się nie znalazł. Pewnie, tak. Ja miałem takie trochę… Pamiętam w pracy zawodowej pojawił się kiedyś taki temat w ocenie rocznej, że od przyszłego roku będziemy stawiać cele, które są ambitne. Czyli podnosimy sobie poprzeczkę i one w zasadzie nie będą do osiągnięcia. Więc moje pytanie było od razu to po co? Skoro wiem, że nie osiągnę, to po co? No bo wiecie, wy macie tak, jesteście ambitni. To była bardzo szczera odpowiedź i trochę mnie faktycznie poruszyła. Jesteście ambitni. Jak się wam podniesie poprzeczkę, wy będziecie się bardziej starać. A jak osiągniecie to, co było do osiągnięcia, to generalnie odhaczycie i to w zasadzie tyle. Więc warto wam podnieść poprzeczkę, żebyście próbowali do niej doskoczyć i wtedy więcej dowieziecie, biznesowo. Myślę sobie dobrze, to już jak to będzie oceniane to ja nawet nie chcę myśleć, bo to będzie bardzo subiektywne, ale faktycznie co do zasady, czemu nie, niektórych motywuje to, że chcą faktycznie wysoko i daleko, ale nie zniechęca jednocześnie to, że tam nie dotarli, ale gdzieś dotarli gdzieś indziej i to uważam, że to jest bardzo fajne, że ja osobiście chciałbym być w takim miejscu. Pracuję z Markiem Kamińskim, bardzo fantastyczna postać. W ramach jego fundacji prowadzę zajęcia właśnie dla dzieci. I pamiętam, on jako cele stawia sobie na przykład dojście na biegun południowy albo przejście przez Antarktydę. I miał taką sytuację, kiedy cel, który sobie postawił, to było nie tyle dojście na ten biegun południowy, bo on już tam raz był. Tylko cel, który sobie postawił, że przejdzie trawersem, czyli przejdzie w poprzek całą Antarktydę. Dużo bardziej ambitny cel niż dojście na biegun. Dla mnie dojście na biegun to jest kompletnie poza moim zasięgiem, nawet w myślach. Ale miał tak, że po prostu doszedł na biegun i nie chciał kontynuować tej podróży, bo w międzyczasie miał kontuzję i wiedział, że jeżeli pójdzie dalej, to może narazić innych, bo będą musieli zorganizować akcję ratunkową, żeby skądś tam go podjąć, a tam za bardzo łatwo nie jest na tej Antarktydzie, więc on tak jakby z jednej strony znowu osiągnął biegun po raz chyba drugi w życiu, ale nie osiągnął tego, że przeszedł trawersem całą Antarktydę. To też jest przeżycie i warto przeczytać chyba w jego książce „Mojej bieguny” można. Nie chcę tutaj podpowiadać jaka moja konkluzja z tego była, więc trochę zachęcam, jeżeli ktoś z was ma ochotę, żeby przeczytał i wyciągnął swoje wnioski. Czy ta sytuacja jest może o nim? Bo może tak być.
– Bardzo do mnie trafiło to co powiedziałeś ten cytat z Churchilla, że sukces to jest przejście od porażki do porażki bez utraty entuzjazmu, bo to stawia wszystkie wysiłki w zupełnie innym świetle czyli w takim bardzo realnym, które mówi tak poniesiesz porażki koniec kropka nie ma opcji żeby to się nie udało inaczej jeżeli pomiędzy jedną a drugą nie utracisz entuzjazmu to zobacz jaką będziesz miał frajdę z procesu no podoba mi się Mariusz wychodzi nam na to, że tu stawiamy kropkę. Bardzo dziękuję za inspirującą rozmowę. Czy chciałbyś coś na koniec nam, ojcom, tutaj wrzucić jeszcze?
– Warto rozmawiać z dziećmi o tym, co by chcieli i warto też pokazywać sobą, że mamy jakieś cele w życiu. Czasami dzieciaki nawet nie będą chciały podążać tą samą drogą, ale zobaczą, że ojcowie potrafią być zdeterminowani, że ojcowie chcą coś osiągnąć, że mają jakieś pasje i to dla tych dzieci będzie bardzo cenna lekcja, to będzie coś co im będzie pomagało w życiu, żeby samemu też coś fajnego zrobić. Myślę, że jesteśmy dla dzieci naszych bardzo dobrą inspiracją i tłumaczenie im, mówienie to może zadziałać, ale pokazywanie sobą to jest chyba coś do czego ja zachęcam. Ja tak się staram robić, pokazywać, że też na czymś mi zależy, że też coś chcę osiągnąć, też chcę coś zrobić z nimi albo dla nich, ale też poza rodzinnym życiem. Bo myślę, że to kiedyś będzie dla nich fajna lekcja i będą mogli z tej lekcji skorzystać. No i tak, Wam za spędzony wspólny czas. Cześć Ojcowie! Powodzenia!
– Dzięki Mariusz. Dzięki Panowie. Do usłyszenia w następnym odcinku. Cześć!