#12 – WARTOŚCI PONAD PIENIĄDZE – spotkanie z Łukaszem Wołkiem

Dwunasty odcinek Podcastów Tato.Net to rozmowa z Łukaszem Wołkiem, który opowie o tym, jakie decyzje podjąć, by – będąc przedsiębiorcą – mieć czas na sprawy najważniejsze, czyli rodzinę i ojcostwo.

Łukasz to założyciel Grupy Eura7, która pomaga firmom zwiększać sprzedaż poprzez działania marketingowe czy programy lojalnościowe, a dla nas przede wszystkim mąż i tata x 5.

Z tej rozmowy dowiesz się:

  • Jak być aktywnym przedsiębiorcą i znaleźć czas dla rodziny i samego siebie?
  • Jak postawić na wartości, zamiast na pieniądze i ciągłą chęć wzbogacania się?
  • Jak oderwać myśli od pracy, by zaangażować się dla rodziny?

 

Podcast prowadzi Maciej Kucharek – trener Tato.Net, przedsiębiorca, mówca i dziennikarz, licencjonowany spiker sportowy, tato x 5.

#PodcastyTatoNet #PodcastyOjcostwo #TatoNet

Dla mnie sukcesem jest to, żeby trwać, wytrwać we wszystkich zmaganiach i trudach, które życie przynosi…

Zarządzam spółkami i te spółki nie są tylko i wyłącznie po to, żebym zarobił jak najwięcej pieniędzy od razu i skonsumował. Tylko buduję firmę, żeby ona miała pewną wartość, także pod kątem stabilności dla ludzi, których zatrudniam, bo jestem za nich odpowiedzialny. Jestem odpowiedzialny za swoją rodzinę i za zespół, który u mnie pracuje…

Dzielę się z dziećmi moim doświadczeniem… porażkami w zarządzaniu finansami, no i ewentualnymi sukcesami. Uważam też, że warto, żeby dzieci mogły doświadczyć konsekwencji swoich decyzji…

– Dzień dobry! Witamy was bardzo serdecznie w naszym ojcowskim podcaście. Salutujemy z największym szacunkiem wszystkim ojcom, którzy nas dziś słuchają. Wspaniale, że jesteście, ale równie chętnie prężymy się na baczność przed każdym z was, który włączył nasz podcast i jest ciekawy, co dziś powiemy na temat efektywności rodzicielskiej i ojcostwa w ogóle. A dziś porozmawiamy sobie o tym, jak to jest być przedsiębiorcą, prowadzić kilka biznesów i łączyć to, udanie chyba, z rolą męża i ojca. Naszym gościem jest Łukasz Wołek – założyciel Grupy Eura7, która pomaga firmom zwiększać sprzedaż poprzez działania marketingowe i programy lojalnościowe. Ale dla nas to przede wszystkim, jak zwykle, mąż i tata razy pięć. Cześć, Łukasz!

– Cześć, Maćku! Dziękuję za zaproszenie.

– Cała przyjemność po naszej stronie. Ja zacznę od krótkiego wyliczenia, a w zasadzie nie krótkiego nawet. Prezes spółki Eura7, prezes spółki VISCALE, szef agencji kreatywnej Abanana, udziałowiec spółki Nofsza, do tego jeszcze człowiek, który wprowadził na polski rynek książkę Jocko Willinka, dobrze powiedziałem?

– Dobrze. Jocko Willink, Jocko Willink.

– Dziękuję bardzo. Droga wojowniczego dzieciaka. Zdarza ci się czasem wychodzić z pracy?

– Wiesz co, ja bardzo wcześnie wychodzę z pracy, bo odbieram córkę z przedszkola.

– Co to znaczy „wcześnie”?

– Jak na przedsiębiorcę. Gdzieś koło 15.00, 16.00 najpóźniej.

– Wiesz co, no to na razie zdałeś nasz ojcowski egzamin, ale ja jeszcze muszę dopytać dla precyzji… A czekaj, a o której zaczynasz?

– No, koło 9.00. Między 8.30 a 9.00 jestem w pracy.

– No dobra, no więc być może teraz wielki mit o tym, że jak się jest przedsiębiorcą, to się z pracy nigdy nie wychodzi, runął. Powiedz, jak to jest, że tych organizacji naliczyłem cztery, jeszcze ta książka i że twój czas pracy to nie jest 16 godzin, 14 godzin, każda sobota i niedziela, tylko faktycznie te, kurczę, dajmy na to sześć albo siedem.

– Wiesz co, w praktyce to wygląda tak, że w pracy się jest cały czas [śmiech].

– Okej, dzięki za szczerość.

– Tak, mentalnie. Natomiast jest, oczywiście, też ten taki czas dla rodziny, dla dzieci, dla jakiejś pasji, gdzie staram się wyłączać myślenie o firmie. Ale to nie jest takie proste.

– To pójdźmy do konkretu. Dajmy na to, że jest ta 15.00, jedziesz po córkę do przedszkola, wracasz do domu i co? Odpalasz komputer i dalej pracujesz?

– Nie, nie, nie. To wiesz co, jeżeli chodzi o pracę w domu, to powiem tak – jeżeli faktycznie jest coś ważnego, to raczej już tak jak domownicy idą spać, prawda, nie wiem, 22.00, 23.00. No zdarzało mi się do 3.00 w nocy całkiem niedawno jeszcze pracować, ale to bardziej pod kątem rozwojowym. Ja się ostatnio zainteresowałem i zafascynowałem bardzo mocno automatyzacją, bo jestem z wykształcenia ani nie przedsiębiorcą, ani nie marketingowcem, tylko automatykiem i robotykiem po AGH. I odkryłem kilka narzędzi takich, które integrują różnego rodzaju produkty cyfrowe, na przykład Gmail, OpenAI, Dokumenty, czy w ogóle cały Google Workspace. Można robić fantastyczne rzeczy. I w momencie, kiedy jest jakiś problem, którego nie potrafię rozwiązać, no to właśnie potrafię czasami nawet do późnej nocy siedzieć, żeby go rozwiązać. Ale to tak, jak mówię, to już jest, jak wszyscy w domu sobie smacznie śpią, a ja trochę, no, może niezdrowo, ale tak, jak mówię, sporadycznie.

– Wiesz, mimo wszystko i tak brzmi to tak, jakbyś był w chyba korzystniejszej sytuacji niż taki przeciętny Kowalski na etacie, bo on ma osiem godzin każdego dnia, a ty masz sześć od tej 9.00 do 15.00, no i czasem siądziesz w nocy, jak trzeba coś nadgonić. Ale to wciąż brzmi jak ta jasna część, jasna strona życia przedsiębiorcy, czyli takie ułożenie sobie całości, że i czasu masz trochę więcej i przypuszczam, że pieniądz się zgadza. Tak to faktycznie wygląda?

– Wiesz co? Powiem tak – w związku z tym, że w zasadzie już jak firma miała trzy lata, urodziła mi się pierwsza córka, rok później syn. Wtedy zatrudniłem pierwsze osoby do firmy, pierwszych pracowników. I wtedy zacząłem też doświadczać tego, że no, znaczy, że trzeba stawać sobie pewne też granice, jeżeli chodzi o życie prywatne i pracę. I ta kultura – która w rzeczywistości wynika po prostu z tego, że jestem mężem, ojcem i ważne jest to dla mnie, żeby zespół, który pracuje, po prostu miał też czas na odpoczynek – ona jest u nas w firmie od wielu, wielu lat, że po prostu pracujemy osiem godzin dziennie. Jeżeli ktoś musi robić nadgodziny, bo jest jakiś ważny projekt, to te nadgodziny są rozliczane każdorazowo, może sobie je odebrać, czyli jeżeli ktoś, nie wiem, cztery godziny dłużej popracuje danego dnia, to za dwa tygodnie odbiera sobie pół dnia i ma więcej odpoczynku. I tak to działa.

– Powiedziałeś o ograniczeniach, które sam na siebie nałożyłeś. Jaki to był kaganiec? Co to było? Co sobie powiedziałeś? Co sobie obiecałeś?

– Wiesz co, to nawet nie chodzi o to, że musiałem sobie coś ograniczać. Tylko po prostu to wynikło z pewnych, powiedziałbym, obowiązków wynikających z posiadania rodziny.

– Czyli chodziło o priorytet? Że wiesz, że twoim podstawowym priorytetem jest ogarnąć dom, małżonkę, dzieci, a dopiero czas, który pozostanie, jest czasem na pracę?

– To znaczy, wiesz co, wychodziłem z tego założenia, że nawet jako przedsiębiorca powinienem starać się ograniczać to do pracy. No tyle pracować, ile normalnie pracownicy.

– Liczyłeś kiedyś miliony złotych, których nie zarobiłeś, bo nie zostałeś w pracy do 18.00?

– Tego nie liczyłem. Natomiast miałem też takie doświadczenie, że najwięcej projektów przychodziło mi, jak byłem na wakacjach i jak w ogóle nie myślałem o pracy.

– Ale to jako pokusę mówisz, tak? Że do ciebie wtedy ktoś dzwonił i mówił: „Łukasz, rzuć ten urlop, bo ja mam tu dla ciebie milionik”?

– Nie, nie, nie, [śmiech] to mówię o tym, że byłem na urlopie, przyjeżdżałem i dowiadywałem się, że taki i taki klient nowy wszedł, nowy projekt. Bez mojego napinania się i robienia wszystkiego za wszelką cenę. Zresztą jest taki psalm chyba, że na próżno zrywacie się przed świtem, późno idziecie na spoczynek, by zapracować na chleb, a Pan Bóg daje go swym przyjaciołom we śnie. I ja tego doświadczyłem wielokrotnie. Chociaż mam tę pokusę, tak jak mówiłem, że czasami siedzę do 3.00 w nocy, ale to de facto nie przynosi takich korzyści jak sen.

– Rola przedsiębiorcy, znowu to być może kolejny mit, ale jest ponoć trochę taka, że pracuje się prawie cały czas, że nie ma nigdy sytuacji, albo prawie nigdy nie ma sytuacji, kiedy w firmie już jest wszystko tak ułożone, że nie trzeba nic z nią robić. Więc skoro tak, to ciągle jesteś pod przymusem, że coś trzeba zrobić i jeszcze coś, i jeszcze tamto.

– Tak. Ja to staram się robić w godzinach pracy. Faktycznie, ostatnie cztery lata od początku pandemii nie były łaskawe dla firm z mojej branży. I faktycznie poświęcałem więcej czasu na pracę niż te od 8.30 do 16.00. Natomiast, powiem tak – za czasów prosperity, czyli, powiedzmy, kilku lat przed pandemią, zbudowaliśmy sobie poduszkę finansową. I też wychodziłem z takiego założenia, że zarządzam spółkami i te spółki nie są tylko i wyłącznie po to, żebym zarobił jak najwięcej pieniędzy od razu i skonsumował. Tylko buduję firmę, żeby ona miała pewną wartość, także pod kątem stabilności dla ludzi, których zatrudniam, bo jestem za nich odpowiedzialny. Jestem odpowiedzialny za swoją rodzinę i za zespół, który u mnie pracuje. I dzięki tej poduszce finansowej, mimo czterech lat słabych, których teraz doświadczamy, jesteśmy w stanie utrzymać się, rozwijać swoje kompetencje. W zeszłym roku sporo środków też przeznaczyliśmy na to, żeby wyszkolić zespół. No i działamy.

– Poduszka finansowa to jest taka ilość pieniędzy na koncie, która sprawia, że jeżeli nastąpi kataklizm, to wy przez określony czas będziecie w stanie funkcjonować, wypłacać pensje pracownikom i nie zwalniać połowy zespołu. Dobrze to rozumiem?

– Tak, dokładnie.

– Miałeś w czasie pandemii takie myśli, że za chwilę braknie?

– Nie. Nie miałem w czasie pandemii takich myśli, no bo na tyle stabilną sytuację wypracowaliśmy przez te poprzednie lata, prawda? I generalnie też takie podejście biznesowe wprowadziłem od jakiegoś czasu, że ustaliłem sobie pewną pensję na akceptowalnym przeze mnie poziomie. Nie jest to pensja dużo wyższa niż mają pracownicy, menedżerowie.

– Mówisz o pensji dla siebie, osobiście.

– Tak. Osobiście.

– Aha, czyli to sprawia, że nie jesteś uzależniony od wyniku, który osiągniesz na koniec miesiąca czy koniec roku, tylko wiesz, że co miesiąc będzie wpływ.

– No, jeżeli pieniądze w firmie będą, to tak [śmiech].

– W sensie, jeżeli będzie cokolwiek na koncie, [śmiech] tak?

– Tak.

– [śmiech] W sensie, musisz sobie z czegoś przelać. Okej. Wrócę jeszcze do tej głowy. Każdy z nas ma głowę, w tej głowie się mielą myśli. No i powiedziałeś coś takiego na samym początku, że wracasz do domu, ale mimo wszystko w tej głowie się mieli. Coś, co się wiąże z pracą. Jak ty sobie z tym radzisz?

– Hm… Wiesz co, nie jest łatwo sobie z tym radzić. Najprostszą metodą jest po prostu pracować, ale w domu, nie zawodowo. Tylko pracować z dziećmi, rozmawiać z dziećmi, rozmawiać z żoną, robić obowiązki domowe. Wtedy człowiek, no, chcąc nie chcąc, przestaje myśleć o pracy. Szczególnie jeżeli się wchodzi w relację z drugim człowiekiem.

– Użyłeś słowa „pracować z dziećmi”. Rozwiniesz?

– Wiesz co, pracować z dziećmi, na przykład z moją córką, jak maluje obrazy jakieś, tak? Ona maluje, ja maluję. Pracować, nie wiem, pomagać przy lekcjach. No ja już mam na tyle samodzielne dzieci, że tym starszym nie muszę pomagać w lekcjach, sporadycznie tylko, w fizyce czy matematyce, a młodsza córka chodzi jeszcze do przedszkola ostatni rok, bo kończy zerówkę, tak? Tę przedszkolną. No ale tak, jak mówię, chociażby pomagać w lekcjach, tak? To już jest przestawienie myślenia  – nie firma, tylko dom.

– I siedzisz przy sztaludze, malujesz albo pochylasz się nad matematyką i nie wraca ci głowa myślami do pracy? Tej zawodowej?

– Wiesz co? Jeżeli chodzi o to, kiedy mi głowa wraca do pracy zawodowej, to jest najczęściej podczas modlitwy.

– To teraz, wiesz, trochę ważymy poziom zaangażowania przy każdym z działań.

– Tak.

– Zabrzmiało mi to trochę tak, jakbyś wracając do domu – czasem wręcz przymuszając się, być może skłaniając siebie do tego, żeby to zrobić – angażujesz się w to, co się dzieje w domu, bo dzięki temu powoli twoja głowa odparowuje. W sensie, przestajesz realnie myśleć o pracy, a myślisz o dzieciach, żonie, zmywaniu i wyprowadzeniu psa. Jeżeli go masz.

– Psa nie mam [śmiech].

– [śmiech] Znaczy tego ci jeszcze brakuje… Jeszcze ci psa brakuje. Jak w tym dowcipie o kozie.

– Być może. Natomiast powiem ci, że takim bardzo dobrym okresem, takim bardzo dobrym czasem odizolowania się od firmy, od problemów, znaczy może nie problemów, ale nazwijmy to zadań, tasków, znaczy problemów różnego rodzaju do rozwiązania jest czas wakacji. Gdzie po prostu, wiesz, na dwa tygodnie, czasami na dwa i pół tygodnia, jak wyjeżdżamy, to no nawet czasami telefon w ogóle mam wyłączony, tak? Tryb samolotowy. No teraz byliśmy w Bośni i Hercegowinie w zeszłym roku, więc tam akurat internet mobilny kosztuje tyle co złoto, więc tryb samolotowy rewelacja. Polecam wszystkim wakacje w miejscach, gdzie nie ma dostępu do internetu.

– Wrócę jeszcze do tej pokusy związanej z zarabianiem pieniędzy. Bo zarabiasz jakieś iks i mówisz o tym, że nowe kontrakty pojawiały się u ciebie w sytuacji, kiedy w zasadzie nie byłeś poświęcony pracy, akurat w chwili jakiejś przerwy. I nie ma w tobie tej myśli, że gdybyś docisnął, to tych złotówek byłoby więcej?

– Czasami te myśli się pojawiają. Natomiast doświadczenie pokazuje mi co innego.

– Powiedz mi, jak do tego doszedłeś, bo może to jest jakaś złota myśl dla przedsiębiorców, którzy gonią za pieniądzem jeszcze jednym.

– Wiesz, co? Doszedłem do tego na poziomie doświadczeń. To znaczy, miałem sytuacje takie, gdzie naprawdę bardzo dużo czasu poświęcałem pracy po godzinach, szczególnie na przygotowywanie ofert. Przygotowywałem te oferty kosztem relacji z żoną, kosztem relacji z dziećmi i żona mi wtedy mówiła: „Słuchaj, to i tak ci nic nie przyniesie, tak? No, pracujesz tyle, a ważniejsze jest to, żebyś spędził teraz czas z dziećmi”. Dla mnie było ważniejsze to, żeby po prostu złożyć ofertę, bo być może z tego będą pieniądze. I doświadczenie mam takie, że te oferty praktycznie zawsze przegrywały. A z drugiej strony? To, o czym już powiedziałem. Jestem na wakacjach, wracam z wakacji, dowiaduję się, że dwa, trzy kontrakty weszły. Oczywiście, no nie z mojej pracy, tylko z pracy innych ludzi. No ale po to buduje się firma i struktury, żeby firma mogła, że tak powiem, samodzielnie działać.

– A czy jest w twoim doświadczeniu jeszcze coś takiego, że jest troszkę słabszy okres? Zdarzają się pewnie w każdej firmie. I wtedy trudniej chyba o takie zawierzenie, że te kontrakty w końcu wpadną.

– Tak, bo wiesz, to też nie jest tak, że jest pewien przestój na rynku i ty nic nie robisz. Tylko ten czas, który masz codziennie przeznaczony do pracy, koncentrujesz się na tym i wykorzystujesz go do tego, żeby wprowadzić konkretne zmiany albo skoncentrować się na rzeczach, które faktycznie przyczynią się do realizacji konkretnego celu, czyli na przykład pozyskiwania nowych klientów, rozwijania współpracy z obecnymi klientami. Należy w takich wypadkach zastanowić się, co zmienić, jak zmodyfikować ofertę na poziomie samego produktu, usługi, jak zmodyfikować komunikację. Ale tak, jak mówię, że to jakby przestawienie się z rzeczy mało istotnych na konkretne, które przyczynią się do realizacji celu i do rozwiązania problemu, który akurat się pojawił.

– Czy twoja rodzina to twoje jeszcze jedno przedsiębiorstwo?

– Wiesz, co… raczej moja żona nie lubi, jak jestem prezesem w domu.

– [śmiech] A która lubi?

– Nie wiem [śmiech]. Może są takie.

– Okej, to zgoda. Przy czym ja rozwinę tę swoją myśl, to swoje pytanie. Rodzina jako przedsiębiorstwo, czyli taki organizm, który potrzebuje przewodnictwa, misji, jakichś celów, zarządzania. No bo, wiesz, ty jesteś prezesem w dwóch spółkach. Zarządzasz w jakiejś mierze, czy masz kontrolę na kilkudziesięcioma osobami, więc masz to we krwi, robisz to od lat. Teraz pytanie, czy nie byłoby sensowne przełożyć to na dom, żeby on działał jako dobrze zarządzany projekt.

– Wiesz co, nie jestem tego zwolennikiem. Mam doświadczenie moich znajomych, którzy mieli spółki podobne do małżeństw, to znaczy spółki dwóch wspólników po połowie udziałów i to się nazywają spółki patowe, gdzie de facto rozejście się wspólników w każdym z tych, w każdej z tych, no, nie w każdej, ale, powiedzmy, w kilku spółkach, które znałem, kończyło się różnego rodzaju perturbacjami, jakimiś sprawami sądowymi itd. Ja nie wykorzystuję, świadomie przynajmniej, mechanizmów firmy w budowie, nie wiem, zarządzaniu rodziną.

– Okej, to ja, mimo wszystko, jakimś jednym przykładem się posłużę. Zobacz, zaczyna się nowy rok. Czy jest tak, że w firmie siadacie w zespole, czy ty sam ze sobą siadasz i myślisz sobie: „Co ja bym chciał w tym roku” i rysujesz z tego jakiś plan?

– Tak.

– W domu nie?

– Nie.

– Nawet na zasadzie: „Słuchaj, droga małżonko, to była Bośnia, to w tym roku Albania, tam też drogi internet” [śmiech].

– Wiesz co, to [śmiech] tutaj powiem ci, że działamy spontanicznie. Czyli nie tak, jak w firmie [śmiech]. Ale myślę, tak myślę, że warto właśnie, żeby firma była poukładana, procesy miała poukładane, a żeby rodzina była tym takim miejscem na spontaniczność.

– To widzisz, ja jeszcze od jednej strony cię zapytam. Bo jak myślę sobie o przedsiębiorcy, który mierzy swój sukces w firmie, to pewnie sposobów jest mnóstwo, ale jednym z nich może być na przykład spojrzenie na konto na koniec roku czy na Excela i zobaczyć, czy się tam świeci na zielono. Jak się świeci, no to to jest sukces. A mija rok w domu. Kiedy to jest sukces? Jaki rok, możesz powiedzieć: „To był rok, który kończymy jako rodzina sukcesem”?

– Wiesz co, jeżeli mówimy o sukcesie, to ja zacząłbym od wartości. Ponieważ to da odpowiedź na to pytanie, które mi teraz zadałeś. Myślę, że warto, żeby każdy zadał sobie pytanie: „Co jest dla mnie wartością?”. Dla wielu przedsiębiorstw najważniejszą wartością jest pieniądz, zarabianie pieniędzy i wówczas cały czas poświęca się na zarabianie pieniędzy. I wtedy pracuje się po 12-16 godzin, czasami więcej. Są takie historie. Natomiast mi rodzice przekazali, ale też doświadczyłem tego, żeby w domu i w życiu kierować się wartościami chrześcijańskimi, przekazywać dzieciom wiarę, opowiadać o tych wydarzeniach, które miałem w życiu, o tych, o których tobie teraz też powiedziałem, prawda? W których doświadczyłem mniejszego lub większego spotkania z Bogiem. Ktoś mógłby powiedzieć, że to był przypadek. Ja nie wierzę w przypadki, tak samo jak przypadkiem nie jest to, że istnieje świat. I też w ogóle z takim doświadczeniem spotkałem się właśnie w kontekście Tato.Net, gdzie zupełnie przypadkowo uczestniczyłem w warsztatach Tato & Córka. Przez firmę de facto to przyszło, ponieważ dostaliśmy zaproszenie do współpracy komercyjnej przy jednym projekcie i zostałem zaproszony przez Darka i przez Kasię, żeby doświadczyć, czym jest Tato.Net zanim zaczniemy współpracę. I po prostu, no, zafascynowałem się tym i zobaczyłem, że to też było takie nie moje działanie, tylko odgórne.

I tutaj, jeżeli mówimy o sukcesie, to dla mnie sukcesem jest to, żeby trwać, wytrwać we wszystkich zmaganiach i trudach, które życie przynosi. Nie mówię tutaj o trudach przedsiębiorczości, tylko o właśnie trudach w rodzinie, tak? Mam teraz dwóch nastolatków, dwoje starszych dzieci, córka i syn już są dorosłymi. Każdy z etapów rozwoju dziecka niesie ze sobą pewne trudności, problemy, nie mówiąc o już jakichś chorobach, prawda? Więc trwanie w tym zmaganiu, otwartość na przebaczanie sobie różnych zranień, które chcąc nie chcąc, pojawiają się. Myślę, że u każdego, tak, jednanie się z żoną, jednanie się z dziećmi, nie poddawanie się… I ten dobry rok to jest też dla mnie pewne nastawienie, że każdy rok jest dobry, bo jest darem od Boga.

– Dziękuję. W tym kontekście chyba już faktycznie o więcej nie zapytam. Mnie to wyczerpało moją osobistą ciekawość. Ja jeszcze jeden wątek połączę w kontekście twojego doświadczenia zawodowego i rodziny. Bo jak słucham, jakie masz podejście do pieniędzy i zarabiania, do firmy jako takiej. Mnie to brzmi na naprawdę poukładane według jakichś twoich osobistych przekonań. Ja się zastanawiam, czy oprócz tego, że twoje dzieci czerpią z tego, bo mają przykład taty, który tak robi, po prostu obserwują cię, to czy gdybyś miał się zabrać za jakąś edukację przedsiębiorczości czy coś zbliżonego, to jak byś do tego podszedł w kontekście swoich dzieci? Co byś chciał im przekazać?

– Yhy. Tutaj jest wiele stylów zarządzania i wiele stylów edukacji dzieci na temat finansów.

– W sensie, w ogóle na świecie jest wiele stylów, czy ty prezentujesz wiele?

– W ogóle, w ogóle, w ogóle na świecie jest wiele stylów. Ja nie jestem tutaj, myślę, że raczej nie jestem najlepszym przykładem tego, jak zarządzać finansami. W kontekście tego, tak jak mówiłem, nie przenosiłem pewnych, wiesz, procesów. Powiem też tak – budując firmę, może to też dla kogoś będzie istotne i ciekawe, ale budując firmę i zapraszając ludzi do współpracy, awansowałem ludzi, u których widziałem, że są lepiej poukładani niż ja. Ja nie jestem człowiekiem poukładanym. Ja mam pewne wartości, mam pewne pomysły, mam pewne wizje, ale chcąc nie chcąc, jestem chaotyczny. Więc to poukładanie, które jest w firmie, oczywiście, poza decyzjami, tak jak decyzja, żeby jednak budować poduszkę finansową, a nie konsumować wszystkich pieniędzy w pewnym momencie. Ale samo takie poukładanie, ono wynika w tych naszych firmach głównie ze względu na pracę innych ludzi, a nie moją. Menadżerów, którzy specjalizują się, którzy są bardzo dokładni, bardzo dobrze mają w głowach poukładane procesy, porządkują. Ja mam taką naturę bardziej chaotyczną. Dużo rzeczy zaczynam, mało rzeczy kończę, dużo inicjuję. I dlaczego o tym mówię? Ponieważ firma jest poukładana przez ludzi, a w domu taką poukładaną osobą jest moja żona, prawda? Powiem tak – mimo że staram się uczyć dzieci przedsiębiorczości, to widzę, że każdy ma też inne podejście, tak?

– W sensie, każde z dzieci?

– Każde z dzieci, tak. Jeden syn wydaje kieszonkowe w dwa dni, drugi odkłada miesiącami, żeby, wiesz, uzbierać sobie na coś, kupić sobie coś droższego. Natomiast to, co robię, to dzielę się z dziećmi moim doświadczeniem, ale też porażkami w zarządzaniu finansami, no i ewentualnymi sukcesami. Uważam też, że warto, żeby dzieci mogły doświadczyć konsekwencji swoich decyzji. Czyli to, że wiesz, wyda w dwa dni kieszonkowe, to później, no niestety, kolego, 28 dni musisz czekać na kolejne kieszonkowe, ewentualnie szukaj możliwości jakiegoś dorobienia sobie, tak? To, nad czym ubolewam, to jest to, że w Polsce zabiera się możliwość pracy przed ukończeniem 16 roku życia. Ja zauważyłem, że nastolatkowie, wiesz, dzisiaj dzieci w wieku 12 lat mają ogromną wiedzę, mają też czas po szkole, mają czas w weekendy. Chcą pracować, chcą zarabiać jakieś pieniądze, żeby mieć trochę więcej, żeby sobie móc coś kupić. No ale niestety prawo jest takie, że nie mogą pracować i to się przyczynia do czego? No do tego, że po prostu uzależniają się od telefonów, od internetu, od gier, tak?

– Masz na myśli sposób, w jaki wykorzystują ten czas, który im pozostaje po nauce?

– Tak. Bardzo się nudzą, tak? A to nie jest moje doświadczenie, chociaż też widzę po swoich dzieciach, prawda, że dzisiaj nie mają się z kim bawić, że tak powiem, tak? Nie mają. Całe społeczeństwo, ich koledzy, no to siedzą na Minecrafcie czy Fortnajcie, no i ciupią, tak?

– Ja przypuszczam, że intencją prawodawcy było to, żeby nie wykorzystywać dzieci do pracy, gdzie one mogłyby tego nie chcieć. A jeżeli ja dobrze czytam to, co ty mówisz, to masz na myśli takie otwarcie rynku pracy dla młodych ludzi, żeby oni od jak najwcześniejszego momentu mogli angażować się w coś, co chcą robić, ponosić konsekwencje tego, co robią, w sensie, uczyć się i ponosić porażki i sukcesy. To bardziej tak?

– Tak, dokładnie, dokładnie, dokładnie o tym mówię. Ja wiem, że tutaj dobre intencje, prawda, rynek zachodni, ochrona dzieci itd. Natomiast akurat w tym wypadku no widzę, że po prostu i moje dzieci, i też ich koledzy chcieliby iść do pracy, chcieliby coś robić. „No, sorry, musisz poczekać, bo jesteś za młody, nie możesz pracować, siedź lepiej na telefonie, graj w gry”. No to nie ma sensu, prawda?

– Może ty masz na to jakiś swój sposób, wiesz, masz, dajmy na to syna nastoletniego, który – strzelam, bo nie wiem – ale jeszcze nie skończył 16 lat? Patrzę na ciebie.

– [śmiech] Za miesiąc skończy, więc już…

– Okej [śmiech].

– Więc już ma pracę załatwioną [śmiech]. Sam sobie załatwił przez córkę.

– Niemniej, dajmy na to, że miał te 14, 13. I to może ty mu podrzucałeś jakieś projekty, żeby coś zrobił. Pewnie wolontariat jest możliwy albo… Nie wiem.

– Wiesz co, podrzucałem mu projekty, ale podrzucałem mu projekty takie, że: „No słuchaj, zróbmy coś wspólnie, namalujmy kilka obrazów”. To akurat temu młodszemu jeszcze, bo on ma taki… On też maluje, ma bardzo, bardzo fajny, estetyczny zmysł. Ale nagroda odroczona w czasie, na zasadzie takiej: „Słuchaj, no tutaj zapłacę tobie parę złotych, ale jeżeli sprzedamy obraz, to będziesz miał success fee”. No to jednak ich nie interesuje.

– A co by ich interesowało?

– Ja myślę, że to, że na dwie, trzy godziny idą do jakiejś pracy i od razu dostają wypłatę.

– Ja mam doświadczenie ze sklepiku wakacyjnego. Mamy blisko naszego domu drogę, która jest dość ruchliwa, a jednocześnie jeździ się po niej dość wolno. Razem z dziećmi, głównie to my, przyznaję, ja i małżonka, szykujemy jakieś lemoniady, pieczemy jakieś ciastka, robimy jakieś ozdoby. Wynosimy to wszystko, robimy na wielkiej płachcie papieru coś w rodzaju baneru reklamowego, wystawiamy stół i krzesełka, ale za sprzedaż odpowiedzialni są oni. I częściowo za przygotowanie produktów i za sprzedaż. Oczywiście, cały przychód trafia do nich. Próbowaliśmy przemycić to, że muszą nam oddać za półprodukty, ale to jeszcze chyba nie jest ten etap przy moich dzieciach, jeszcze może są za młode. Ale no one chciały, no bo dzień pracy dla nich to było kilka godzin, a przychód znaczny, tym bardziej, że ludzie nie płacili tylko 5 złotych za lemoniadę, ale zobaczyli dzieciaki w wieku 6-8 lat, to płacili 15 złotych i mówili: „Reszta wasza”, więc dla nich radość duża.

– No to bardzo fajna inicjatywa. Ten syn, który teraz będzie miał 16 lat, niedawno zaczął uczyć gry na pianinie, bo gra. Od kilku lat my mu płacimy za lekcje i bardzo dobrze sobie radzi, ma talent po prostu do gry na pianinie. No i teraz zaczął uczyć właśnie, tak że to jest jego pierwsza fucha.

– Gratulujemy. Ja mam jeszcze jedną myśl, którą chcę poruszyć na sam koniec. Kwestia zarządzania czasem. No bo jest twój czas pracy, jest twój czas w domu. Jeżeli dobrze słyszę, to ty znajdujesz chyba czas na wszystkie rzeczy, które są dla ciebie istotne w tym zabieganym świecie. W sensie, masz czas i dla małżonki, i dla dzieci, i dla siebie, bo pamiętam, że malujesz obrazy. Jeden z nich licytowany na Forum Tato.Net, gdzie też byłem uczestnikiem. Jest tak? Masz ten czas na wszystko? Jeżeli tak, to jak to robisz?

– Wiesz co, oszukałbym słuchaczy, jeżeli bym powiedział, że tu jest wszystko idealnie. Natomiast… Powiem tak – ja nie oceniam swojego zaangażowania czasowego jako idealne i mam do siebie wiele zarzutów. Natomiast teraz sobie przypomniałem, że jak byłem na tym spotkaniu, na tych pierwszych warsztatach Tato.Netowych, Tato & Córka, i tam jest takie badanie, nie wiem, ankieta chyba. Ty byłeś już? Chyba jeszcze nie, bo to jest od 13 roku życia, prawda?

– Jeszcze za młode mam córki. Możesz mnie za pięć lat rozliczyć, bo marzę o tym, żeby być.

– To ci zrobię jeden spoiler, może zapomnisz, ale w zasadzie to nie ma tutaj pewnie większego znaczenia.

– „Na końcu wygrywa czerwony”. No nie, to bym cię udusił [śmiech].

– Natomiast jest takie pytanie, że osobno córka ocenia cię i oddzielnie ty się oceniasz, prawda? Te same pytania. I co się okazuje. U mnie, i tak jest w zasadzie w większości tych ocen, że po prostu ojcowie oceniają się jako ojcowie, którzy nie spełniają swoich obowiązków, że są nie najlepszymi ojcami. A córki oceniają bardzo wysoko. I myślę, że może tutaj trochę za nisko oceniam to swoje zaangażowanie, a finalnie dzieci są zadowolone i żona też [śmiech].

– Troszkę zachciało mi się osiąść na laurach, jak to powiedziałeś. Bo ja też mam dużo uwag do siebie jako taty. A jak myślę sobie, że być może moje dzieci oceniłyby mnie dużo wyżej niż ja sam siebie, to okej, to może można troszkę poluzować. To ten pasek nie musi być tak zaciśnięty. Ale nie, muszę poczekać jeszcze kilka lat. Dzięki za ten wstępny spoiler. Sprawdzę, czy sprawdzi się u mnie po warsztatach. Zresztą, na które serdecznie zapraszam i polecam, bo Tato & Córka to coś, czego ja osobiście jeszcze nie doświadczyłem, ale każdy jeden tata, z którym rozmawiałem o tych warsztatach, był zachwycony udziałem. Do łez włącznie i ogromnego wzruszenia. Paweł Bochniarz, mam nadzieję, że się za mnie nie obrazi, że go tutaj przywołuję, wspomina, że do dzisiaj, kiedy wspomina warsztaty, to on się wzrusza na tyle, że trudno mu się mówi. Sama myśl o tym, jak dobrze tam było między nim a jego córką.

– No słuchaj, ja mam to samo. Ja się popłakałem wtedy. Tak prawdziwie.

– Wypatruję tego dla siebie. Łukasz, stawiamy tu kropkę. Dziękuję ci bardzo. Niech to będą dobre lata dla nas, przedsiębiorców. Tak, aby ta pokusa, by tej pracy poświęcić więcej niż trzeba, była jeszcze mniejsza. No i powodzenia na twojej drodze.

– Dziękuję. Tobie również powodzenia, wszystkiego dobrego. I dla wszystkich słuchaczy, dla wszystkich ojców błogosławieństwa i siły w codziennej walce z obowiązkami, które na nas ciążą.

– Dziękujemy, dziękuję ci bardzo.

– Cześć!